czwartek, listopada 15, 2012

Naliboki, Koniuchy. Bestialskie zbrodnie żydowskich bandytów na Polakach




Film o oszalałych z nienawiści polskich sąsiadach już jest. Pora na część drugą o żydowskich sąsiadach mordujących całe rodziny Polaków. Potem część trzecia o ukraińskich sąsiadach itd. 

Pasikowski ma odwagę tylko na część pierwszą. Odważny jest jedynie do pewnego poziomu, potem ogarnia go strach przed ukazaniem kontekstu zbrodni. Całowania ruskich czołgów i wznoszenia bram powitalnych musi podjąć się ktoś zdecydowanie odważniejszy. A tu tekst sprzed 10 lat z Rydzykowego dziennika. Gdzie będą publikowane takie teksty, jak lemingowe POtwory zniszczą imperium ojca Tadeusza?
nasza witryna

Cytowane ze strony http://www.naszawitryna.pl/jedwabne_857.html


Przemilczane zbrodnie na Polakach (1,2)
prof. Jerzy Robert Nowak, Nasz Dziennik


18.11.2002

Według "Rzeczpospolitej" z 2-3 listopada 2002 r. wreszcie z ogromnym opóźnieniem, po kilkakrotnych przesuwaniach terminów, ukazał się dwutomowy zbiór IPN "Wokół Jedwabnego", zawierający studia i dokumenty. Już w tej chwili widać z relacji "Rzeczpospolitej", że będzie to publikacja skrajnie tendencyjna i jednostronna, w kieresowym duchu. 
Leon Kieres, prezes IPN, od początku pracował z tezą, by za wszelką cenę dowieść winy Polaków, i to możliwie w jak najszerszym stopniu, bez akcentowania podstawowego faktu, że za wszystko, co się działo wówczas na terenach podbitej Polski, odpowiadali niemieccy okupanci. I to ich prezydent, a nie prezydent RP, powinien dziś przepraszać ofiary z Jedwabnego. Potężne lobby żydowskie w USA potrzebuje jednak jak najsilniejszego upokorzenia Polski i Polaków, przedstawiania nas jako rzekomego "narodu katów", aby tym łacniej wydusić na Polsce 65 miliardów dolarów roszczeń za żydowskie mienie (tak szacuje słynny krytyk tych żydowskich szantażystów prof. Norman Finkelsztajn z USA). Dziwnym trafem kieresowski IPN na czele ze swym szefem od dawna stosował taki sposób badania zbrodni wojennych, jaki najlepiej odpowiadał żydowskiemu lobby. Skupiono się więc przede wszystkim na badaniu wszelkich niegodnych czynów obywateli polskiej narodowości, skrzętnie pomijając niegodne czyny obywateli innych narodowości wobec Polaków czy wobec swoich współrodaków (np. zbrodniczych działań Judenratów czy policji żydowskiej, tak służalczych wobec Niemców, eksterminujących Żydów). Chciałbym tu na przykładzie najnowszej publikacji "Rzeczpospolitej" o materiałach IPN na temat Jedwabnego pokazać, jaki typ manipulacji i przemilczeń jest wciąż tak nachalnie stosowany.
Manipulacje w "Rzeczpospolitej"
Publicysta "Rzeczpospolitej" Andrzej Kaczyński, który parę lat temu jako pierwszy wystąpił z oskarżeniami pod adresem Polaków w sprawie Jedwabnego, także i teraz występuje z gromkimi oskarżeniami, powołując się na materiały zebrane przez ludzi Kieresa. Na czołowym miejscu w "Rzeczpospolitej" z 2-3 listopada 2002 pod tytułem "Nie tylko Jedwabne" Kaczyński powołuje się na zgromadzone przez IPN dowody popełnionych rzekomo przez Polaków zbrodni na Żydach. Stwierdza: "Oprócz procesów za zbiorowe ekscesy odbyło się na Podlasiu kilkaset procesów przeciw Polakom za indywidualne czyny przestępcze na szkodę Żydów. Czekają one na zbadanie.
Czyny, o których mówią źródła, były różnej miary i skali. Donosy, rabunki, niszczenie mienia, terror psychiczny, wymuszanie okupu, znieważanie uczuć religijnych, miejsc i przedmiotów kultu, bicie, gwałty, pojedyncze zabójstwa, w końcu masowe mordy" [podkr. - J.R.N.].
Kaczyński oskarżycielsko przywołuje, w oparciu o materiały IPN, przeciwko Polakom zarzuty popełnienia wspomnianych zbrodniczych czynów wobec Żydów na Podlasiu w ciągu pierwszych tygodni okupacji niemieckiej w 1941 roku. Czynów, za które sądzono już po wojnie winnych Polaków. Z triumfem ogłasza te ustalenia. Tylko że nasuwa się pytanie, co dotąd zrobił IPN dla zbadania takich samych jak wymienione zbrodniczych czynów, tyle że popełnionych przeciwko Polakom przez zbolszewizowanych Żydów. I to popełnianych nie w ciągu kilku tygodni, a w ciągu ponad półtora roku sowieckiej okupacji byłych Kresów Wschodnich II Rzeczypospolitej. I późniejszych zbrodni zbolszewizowanych Żydów (wymordowania całej polskiej ludności wsi Naliboki - w 1943 roku, wsi Koniuchy - 1944 r. i jeszcze późniejszych zbrodni Bermana, Fejgina, Różańskiego, Światły, Brystygierowej, Romkowskiego, Wolińskiej, Morela, Stefana Michnika etc.). Przypomnijmy tu, że słynny katolicki intelektualista na emigracji ojciec Józef M. Bocheński akcentował na łamach paryskiej "Kultury" (nr 7-8 z 1986 r.): "Jak wiadomo - władza leżała w dużej mierze w ich [Żydów - J.R.N.] rękach po zajęciu Polski przez wojska sowieckie - w szczególności pewni Żydzi kierowali policją bezpieczeństwa. Otóż ta władza i ta policja jest odpowiedzialna za mord bardzo wielu spośród najlepszych Polaków. Polacy mają, moim zdaniem, znacznie większe prawo mówić o pogromie Polaków przez Żydów niż Żydzi o pogromach polskich" [podkr. - J.R.N.].
Zapytajmy, dlaczego IPN ciągle jakoś nie ogłasza triumfalnie wyników swych badań nad zbrodniami popełnionymi przez zbolszewizowanych Żydów, choć przebieg wielu z nich jest dużo łatwiejszy do zrekonstruowania niż zbrodnia w Jedwabnem i jest bardzo dobrze udokumentowany. Przecież na przykład opisy wymordowania mieszkańców polskiej wioski Koniuchy są przedstawione w wydanych w Stanach Zjednoczonych książkach żydowskich autorów i nie trzeba nawet przeprowadzać żadnej ekshumacji dla potwierdzenia faktu tej potwornej zbrodni. W książce "Przemilczane zbrodnie. Żydzi i Polacy na kresach w latach 1939-1941", wydanej już w 1999 roku, podałem szeroko udokumentowane, także w oparciu o liczne materiały żydowskie (relacje i opracowania historyków) opisy zbrodni popełnionych na Polakach przez zbolszewizowanych Żydów. Dlaczego kieresowski IPN nie zbadał tych zbrodni i jakoś nie przygotował na ich temat żadnej "Białej Księgi". A przecież przeciwko sprawcom tych zbrodni na Polakach nigdy nie odbyły się żadne procesy w odróżnieniu od procesów przeciwko Polakom na Podlasiu. Czasy PRL-u nie sprzyjały wszak ściganiu zbrodni popełnionych przez żydowskich komunistów. A IPN - polski Instytut Pamięci Narodowej, jakoś nie spieszy się z wytropieniem żydowskich sprawców zbrodni na Polakach. Czy dlatego że to byłoby uznane za "niepoprawne politycznie" przez różne dominujące osoby z "elit" politycznych, czy tak wpływowe przekaziory jak TVP, TVN, "Gazeta Wyborcza" czy "Rzeczpospolita"?!
A przecież jakże łatwo byłoby znaleźć rozliczne udokumentowane przykłady zbrodniczych czynów popełnionych przeciwko Polakom w latach 1939-1941 przez zbolszewizowanych Żydów: "donosów, rabunków, niszczenia mienia, terroru psychicznego, znieważania uczuć religijnych, miejsc przedmiotów kultu, bicia, gwałtów, pojedynczych zabójstw, w końcu masowych mordów". Przytoczę tu pokrótce choć po kilka przykładów z każdej kategorii tych zbrodniczych czynów popełnionych na Polakach przez zbolszewizowanych Żydów.
Donosy
"Zabójczym" donosom zbolszewizowanych Żydów przeciw Polakom poświęciłem cały osobny rozdział wspomnianej już wyżej mojej książki "Przemilczane zbrodnie" (op. cit., s. 69-84). Przypomnę tu najpierw raport kuriera Jana Karskiego z lutego 1940 roku, stwierdzający m.in.: "Proletariat żydowski, drobne kupiectwo, rzemiosło (...) ci wszyscy również pozytywnie, jeśli nie entuzjastycznie, odnieśli się do nowego régime'u. Trudno im zresztą dziwić się. Gorzej jest np., gdy denuncjują oni [Żydzi - J.R.N.] Polaków, polskich narodowych studentów, polskich działaczy politycznych, gdy kierują pracą milicji bolszewickich zza biurek, lub są członkami tych milicji, gdy niezgodnie z prawdą szkalują stosunki w dawnej Polsce. Niestety trzeba stwierdzić, że wypadki te są bardzo częste (...)" (por. A. Eisenbach: Raport Jana Karskiego o sytuacji Żydów na okupowanych ziemiach polskich na początku 1940 r., "Dzieje najnowsze" 1989, nr 2, s. 193-195.).
Najsłynniejszy zagraniczny badacz historii Polski - prof. Norman Davies, pisał już 9 kwietnia 1987 roku na łamach "The New York Review of Books": "Wśród kolaborantów, którzy przybyli, aby pomagać sowieckim siłom bezpieczeństwa w wywózce wielkiej liczby niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci na odległe zesłanie i przypuszczalnie śmierć, była nieproporcjonalnie wielka liczba Żydów". Żydowski autor ze Stanów Zjednoczonych Harvey Sarner pisał w książce "General Anders and the Soldiers of the Second Polish Corps", Brunswick Press 1997, s. 4: "(...) nie pomogło stosunkom między Polakami a Żydami to, że niektórzy Żydzi witali najeźdźczą Armię Czerwoną. (...) Część Żydów współdziałała z Rosjanami przez rozpoznawanie polskich oficerów, których potem aresztowano. Aby zrozumieć jak poważnie takie akcje wpływały na stosunki polsko-żydowskie, musi się zdawać sprawę, że większość schwytanych polskich oficerów była później stracona przez Sowietów w Katyniu i innych miejscowościach". Znany intelektualista pochodzenia żydowskiego Aleksander Wat stwierdzał w słynnym "Moim wieku" (wyd. podziemne "Krąg", Warszawa 1983, cz. 2, s. 298), iż we Lwowie "sporo było donosicieli Żydów, niesłychanie dużo".
Komendant Związku Walki Zbrojnej - gen. Stefan Rowecki-Grot, uskarżał się w meldunku z 21 listopada 1940 roku, że to "przede wszystkim Żydzi" dominują w donosach dla bolszewików przeciwko Polakom (cyt. za J. Węgierski: "Lwów pod okupacją sowiecką 1939-1941", Warszawa 1991, s. 218). Jeszcze ostrzejsze były słowa gen. Roweckiego-Grota w notatce wysłanej do Londynu 25 września 1941 roku: "Ujawniło się, że ogół żydowski we wszystkich miejscowościach, a już szczególnie na Wołyniu, Polesiu i Podlasiu (...) po wkroczeniu bolszewików rzucił się z całą furią na urzędy polskie, urządzał masowe samosądy nad funkcjonariuszami Państwa Polskiego, działaczami polskimi, masowo wyłapując ich jako antysemitów i oddając na łup przybranych w czerwone kokardy mętów społecznych" (por. J.R. Nowak, Przemilczane..., s. 238). Współpracownik IPN dr Marek Wierzbicki pisał w książce "Polacy i Żydzi w zaborze sowieckim" (Warszawa 2001, s. 152): "Donosili miejscowi sympatycy nowej władzy rekrutujący się z ludności żydowskiej. Na pewno nie tylko oni, ale w gronie donosicieli stanowili grupę zdecydowanie największą". W swej książce "Przemilczane zbrodnie" piszę o licznych śmiertelnych ofiarach tych żydowskich donosów (por. J.R. Nowak, Przemilczane..., s. 73, 74, 76, 77 i in.). Wystarczy? Dlaczego kieresowski IPN nie ujawnia nazwisk autorów tych zbrodniczych czynów na Polakach?
Rabunek i niszczenie mienia
W różnych relacjach polskich powtarzają się dramatyczne opowieści o niezwykle sadystycznym zachowaniu młodych milicjantów żydowskich podczas wywózki rodzin polskich, ich udziale w rozgrabianiu polskiego mienia. Bardzo często żydowscy komuniści ze szczególną skwapliwością przywłaszczali sobie mienie należące do Kościoła katolickiego. Amerykański historyk Richard C. Lucas pisał w świetnej, a przemilczanej u nas książce "Zapomniany holocaust" (Kielce 1995, s. 164), że: "Niektóre klasztory zamieniono na synagogi". Już 14 listopada 1939 roku biskup przemyski Franciszek Barda poinformował Papieża Piusa XII, że gmach kurii biskupiej w Przemyślu zagarnięto na mieszkanie dla Żydów. Inny polski biskup Wincenty Urban (wg. J.F. Morley: "Vatican Diplomacy and the Jews during the Holocaust 1939-1943", New York 1980, s. 133), pisząc o roli Żydów jako fanatycznych antyreligijnych agitatorach na terenie diecezji lwowskiej, przypomniał, iż: "Żydzi przejęli jako wychowawcy Zakład Sierot (...) w Bilce Szlacheckiej pod Lwowem. Żydzi weszli też do szkoły jako wychowawcy i nauczyciele polskiej młodzieży i wpajali jej, że nie ma Boga i nie potrzeba Go" (por. ks. bp W. Urban: "Droga krzyżowa diecezji lwowskiej w latach drugiej wojny światowej 1939-1945", Wrocław 1983, s. 87). Były kierownik archiwum miejskiego w Przemyślu Jan Smolka z oburzeniem wspominał barbarzyńskie działania nasłanej do archiwum żydowskiej bolszewiczki Heleny Szwarcowej. Świadomie i celowo niszczyła ona obrazy z działu sztuki kościelnej, m.in. przedziurawiła aż 7 obrazów pochodzących z XVII wieku (por. J. Smolka: "Przemyśl pod sowiecką okupacją. Wspomnienia z lat 1939-1941", Przemyśl 1999, s. 94). Kiedy IPN ujawni różne fakty na temat działania tych antyreligijnych wandali?
Terror psychiczny
Są dosłownie tysiące przykładów stosowania terroru psychicznego wobec Polaków traktowanych jako przedstawiciele narodu podbitego przez zbolszewizowanych Żydów. Na porządku dziennym były wciąż przejawy publicznego manifestowania przez zbolszewizowaną część Żydów radości z powodu upadku Polski (np. triumfalne obnoszenie trumny z napisem "Polska" po ulicach Lwowa, szydzenie z Polaków jako narodu rzekomo już całkowicie przegranego i pozbawionego jakichkolwiek szans na przyszłość). Profesor Norman Davies określił rozliczne przykłady tego typu żydowskiej Schadenfreude jako "tańczenie na polskim grobie". Szczególnie częstym przykładem triumfalizmu zbolszewizowanych Żydów było publiczne upokarzanie prowadzonych przez Sowietów polskich jeńców. Generał brygady Jan Lachowicz odnotował w swych wspomnieniach, jak po obu stronach eskortowanej przez żołnierzy sowieckich polskiej kolumny jeńców "zebrał się motłoch młodych Żydów (...). Wkrótce zaczęli na nas pluć, a nawet gdzieniegdzie obrzucali kolumnę kamieniami" (cyt. za K. Liszewski (R. Szawłowski): "Wojna polsko-sowiecka 1939 r., Londyn 1988, s. 265-266). Podobne wspomnienia znajdujemy w relacji Edmunda Zaremby. Opisywał on przemarsz polskich jeńców przez miasteczko Kostopol 21 lub 22 września 1939 roku: "Gdy kolumna szła przez miasteczko miejscowi Żydzi pluli na żołnierzy polskich, wyzywali ich najbardziej plugawymi słowami, rzucali na nich kamieniami" (cyt. za relacją E. Zaremby, spisaną przez J. Pelca Piastowskiego pt.: "Gdzie są ci jeńcy?, "Niepodległość i Pamięć" 1995, nr 3-4, s. 104).
Ranny polski jeniec - żołnierz z Zaleszczyk, tak wspominał brutalność pilnujących ich Żydów: "(...) leżałem w szpitalu w Zaleszczykach. Los nasz był straszny. NKWD oddało nas w ręce Żydów uzbrojonych w karabiny ręczne i broń krótką. (...) Obchodzili się z nami, rannymi żołnierzami, niezwykle brutalnie. Bito nas i kopano, wyszukiwano oficerów, a znalezionych oddawano w ręce NKWD. Do nas krzyczeli, że jesteśmy pachołkami burżuazji i że my do tej pory piliśmy ich krew, a oni teraz będą pić naszą. Rzucano wobec nas wiele obelg, których powtórzyć nie mogę, bo są ordynarne. Zasypywali nas bluźnierstwami" (cyt. za P. Żaroń: "Agresja Związku Radzieckiego na Polskę 17 września 1939 r. Los jeńców polskich", Toruń 1998, s. 126). Marek Wierzbicki pisał, iż: "22-letni Żyd z Wilna wspomina, że Żydzi rozbrajali Polaków 'w brzydki sposób z wielką satysfakcją'. Na przykład zdarzały się przypadki plucia w twarz żołnierzom, którym odbierano karabiny" (M. Wierzbicki: "Polacy i Żydzi...", s. 148). W anonimowej relacji 20-letniej żydowskiej uciekinierki z Warszawy, złożonej przed przedstawicielem "Oneg Szabat" na temat położenia ludności żydowskiej w Grodnie pod okupacją sowiecką, można było przeczytać m.in.: "Przybycie bolszewików przyjęli Żydzi z wielką radością (...) uważali się niemal za panów sytuacji, zaś Polaków traktowali z góry i arogancko, dawali im często odczuć ich niemoc i naigrywali się z niej. W Grodnie miały miejsce liczne takie wypadki, że gdy Polka dochodziła do żydowskiej przekupki, by kupić warzywa, ta jej odpowiadała: 'Ty Polaczka, idź won, znać cię nie chcę'. Było wielu takich Żydów, którzy przy każdej sposobności wspominali Polakom z zadowoleniem, że ich czasy się skończyły, że obecnie nie mają oni nic do powiedzenia i muszą być posłuszni władzy sowieckiej" (cyt. za M. Wierzbicki: op. cit., s. 269).
Znieważanie uczuć religijnych, miejsc i przedmiotów kultu
Zbolszewizowani Żydzi znajdowali się przez dziesięciolecia w Związku Sowieckim w "awangardzie" walki z religią i Kościołami. Nieprzypadkowo na czele głównej organizacji walczącej z religią w ZSRS - osławionego Związku Bezbożników, stał komunista żydowskiego pochodzenia Jemelian Jarosławski (właściwie Miniej Izrailewicz Gubelman). Autor książki "Rosja i krzyż" Andrzej Grajewski pisał o Gubelmanie: "Ten morderca zza biurka był odpowiedzialny za katorgę tysięcy ludzi duchownych i ludzi świeckich, zniszczenie bezcennych zabytków starej kultury rosyjskiej, ruinę tysięcy cerkwi" (A. Grajewski: "Rosja i krzyż", Wrocław 1989, s. 14). Po sowieckiej agresji na Polskę 17 września 1939 roku żydowscy bolszewicy odegrali decydującą rolę w prześladowaniu religii i walce z Kościołem. Na każdym kroku starali się znieważać uczucia religijne Polaków, poniewierając najświętsze dla nich rzeczy. "Pomysłowość" żydowskich ateizatorów nie miała pod tym względem granic. Edward Flis, w momencie najazdu wojsk sowieckich młody chłopak, chodzący do szkoły, pisał we wspomnieniach z tamtych lat, iż "w Uściługu [Uściług nad Bugiem koło Włodzimierza - J.R.N.] Żydzi urządzili ateistyczny pokaz. Ubrali konia w kościelne szaty i prowadzili po mieście" (E. Flis: "Naród niewybrany", Warszawa 1994, s. 11). Włodzimierz Drohomirecki tak wspominał po latach drastyczne przejawy wojny z religią, toczonej w jego szkole przez żydowską nauczycielkę (działo się to w miejscowości Dereźne, powiat Kostopol na Wołyniu): "Przed Bożym Narodzeniem 1939 r. nauczycielka, Żydówka Berta Aros, dokonała w klasach przeglądu noszonych przez dzieci medalików. Co wartościowsze, w tym mój złoty krzyżyk z łańcuszkiem, prezent chrztu świętego od mego ojca chrzestnego, zostają zerwane i zabrane" (por. "Świadkowie mówią", wyd. Światowy Związek Żołnierzy Armii Krajowej, Okręg Wołyń, Warszawa 1996, s. 97). Nawet Jan Tomasz Gross przed laty, kiedy zdobywał się na rzetelniejsze relacje, przytoczył we wstępie uwagę o Żydzie z miasteczka Wielkie Oczy wspominającym młodzież żydowską, która założywszy, jak powiada, "komsomoł", objeżdżała później cały powiat, "strącając kapliczki przydrożne i rozbijając je" (cyt. za: "W czterdziestym nas Matko na Sibir zesłali. Polska a Rosja 1939-42", wybór i oprac. J.T. Gross i I. Grudzińska-Gross, Warszawa 1989, s. 29). Profesor Ryszard Szawłowski pisał, że ukraińsko-żydowska milicja w Łucku "popisała się" szczególnie barbarzyńskim czynem, wykłuwając bagnetami oczy na portretach biskupów umieszczonych w pałacu biskupim w Łucku (wg R. Szawłowski: "Wojna polsko-sowiecka 1939", Warszawa 1997, t. I, s. 399, t. II, s. 383). Przykłady tego typu można by długo mnożyć. Na przykład w Wiśniowcu młodzi Żydzi obrzucili kamieniami kościół, niszcząc cenne historyczne witraże, w Zambrowie koło Łomży Żydzi podczas uroczystości pierwszomajowych obrzucili kamieniami figurę św. Jana, w Worochcie w lutym 1940 roku miejscowi Żydzi-komuniści wtargnęli do kościoła, niszcząc i zabierając obrazy i urządzenia kościelne.
Pojedyncze zabójstwa i masowe mordy
W książce "Przemilczane zbrodnie" przytoczyłem liczne przykłady mordowania Polaków w latach 1939-41 przez zbolszewizowanych Żydów (m.in. zamordowania lwowskich działaczy studenckich, wymordowania dominikanów z klasztoru w Czortkowie przez żydowskich enkawudzistów, wymordowaniu policjantów w Kołkach i Sarnach, masakry polskich więźniów w więzieniu w Tarnopolu, dokonanej przez Żydów w Trembowli: Kramera, Kummela i Dawida Rosenberga). W ciągu kilku lat, jakie upłynęły od wydania moich "Przemilczanych zbrodni", znalazłem dużo więcej informacji na temat podobnych zbrodni dokonanych przez zbolszewizowanych Żydów na Polakach w latach 1939-41. O niektórych z nich pisałem w książce "100 kłamstw J.T. Grossa o żydowskich sąsiadach i Jedwabnem" (Warszawa 2001, s. 100-114). Dziwne, że kieresowski IPN nie chce jakoś szerzej ujawnić i napiętnować tych zbrodni. A przecież wśród współpracowników tegoż IPN jest m.in. Marek Wierzbicki, który pisał m.in., iż: "Wspomniane wcześniej denuncjacje dokonywane przez miejscowych Żydów w Grodnie bezpośrednio po zajęciu miasta przez Armię Czerwoną spowodowały aresztowanie kilkuset i rozstrzelanie prawdopodobnie ponad 100 osób, głównie Polaków" (M. Wierzbicki: "Polacy i Żydzi...", s. 116-117). W innym miejscu swej książki (op. cit., s. 76) Wierzbicki pisze o terrorze panującym w Pińsku i kierowanym przez Gwardię Robotniczą, dowodzoną głównie przez członków Komunistycznej Partii Zachodniej Białorusi narodowości żydowskiej (m.in. M.Sz. Żukowskiego-Zilbera, Abrama Gorbata i Judel Kot). Zajmowali się oni chwytaniem i rozstrzeliwaniem polskich oficerów i policjantów. Władze sowieckie nie ścigały tych zabójstw.
W innej, wcześniejszej książce M. Wierzbicki wspominał o szeregu innych zbrodni dokonanych przez zbolszewizowanych Żydów. Pisał np., iż "w Sokółce szewc Gołdacki zastrzelił trzech policjantów. Tego samego dokonał kowal Abel Łabędych we wsi Bogusze 24 września" (M. Wierzbicki: "Polacy i Białorusini w zaborze sowieckim", Warszawa 2000, s. 116). W innym miejscu (s. 71-72) Wierzbicki pisze o okrutnym mordzie dokonanym na hrabiostwie Wołkowickich przez komunistyczną bandę, której przewodził Żyd Ajzik.
Brak miejsca nie pozwala na szczegółowe relacjonowanie rozlicznych mordów tego typu. Przygotowuję na temat zbrodniczych czynów zbolszewizowanych Żydów na Kresach dwutomową, ponad 1000-stronicową monografię. Zastanawia tylko fakt, jak to się stało, że władze kieresowskiego IPN-u nie mogły się zdobyć na publiczne ujawnienie i napiętnowanie rozlicznych zbrodni tego typu popełnionych na Polakach, choć z ogromną żarliwością tropią każdy szczegół w sprawach przestępstw Polaków już dawno sądzonych i karanych przez PRL-owskie sądy. Pan Leon Kieres powiedział kiedyś w wywiadzie, że 95 proc. pracy jego IPN to sprawy zbrodni popełnionych na Polakach, a tylko 5 proc. to sprawy zbrodni popełnionych przez Polaków na innych. Gdzież są więc wyniki ścigania śladów tych 95 proc. zbrodni? Kiedy p. Kieres powiedział o nich szerzej publicznie? Czy kierowany przez niego instytut jest polskim IPN czy raczej Żydowskim Instytutem Pamięci Narodowej albo Centrum Wiesenthala-bis? Pytam o to, bo nie widzę dotąd na przykład żadnych postępów w ujawnieniu przez IPN prawdy o innych okrutnych zbrodniach, popełnionych na Polakach, choćby sprawy wymordowania polskich mieszkańców wsi Koniuchy. Kieresowski IPN nie zdobył się nawet na ogłoszenie najmniejszej informacji o postępach śledztwa w tej sprawie, pomimo licznych ponagleń ze strony Kongresu Polonii Kanadyjskiej, który przysyłał do IPN w tej sprawie udokumentowane informacje faktograficzne.

Przemilczane zbrodnie na Polakach (2)

W poprzednim odcinku ("Nasz Dziennik", 4.11) pisałem o wyjątkowo silnej sprzeczności między deklarowanymi zasadami Instytutu Pamięci Narodowej (IPN) a jego faktyczną praktyką działania. Między stwierdzeniami prezesa IPN Leona Kieresa, że jego Instytut skupia się w 95 proc. na zbrodniach popełnionych na Polakach a równoczesnym skoncentrowaniu się IPN na badaniach dotyczących domniemanych "polskich zbrodni" i niemal wyłącznym publicznym nagłaśnianiu informacji na ich temat. Dzieje się to przy jakże wymownym milczeniu o okrucieństwach, które wyrządzili nam inni, zwłaszcza zbolszewizowani Żydzi. Tym zadziwiającym dysproporcjom w pracy IPN towarzyszą maksymalnie nagłaśniane wypowiedzi skrajnie filosemickich autorów, którzy za wszystko złe w stosunkach polsko-żydowskich konsekwentnie starają się obciążyć tylko i wyłącznie Polaków. Nader typowe pod tym względem były rozliczne wystąpienia księdza Michała Czajkowskiego, o którym powiedział sam Prymas Polski ks. kardynał Józef Glemp, że "robi bardzo złą robotę". (Bardzo to wzburzyło współpracowników ks. M. Czajkowskiego z katolewicowej "Więzi".) Chodzi tu przede wszystkim o ciągłe, niczym nieuzasadnione dywagacje ks. Czajkowskiego o rzekomym "polskim antysemityzmie" i "chrześcijańskim antysemityzmie". Nieprawdę wytknął mu przed laty jakże celnie w polemice na łamach "Więzi" słynny historyk papiestwa ks. profesor Zygmunt Zieliński z KUL-u. Ja sam już 30 czerwca 1995 roku obnażyłem na łamach "Słowa-Dziennika Katolickiego" niedopuszczalne kłamstwa, jakich dopuścił się ks. Michał Czajkowski, pisząc nawet wbrew świadectwom żydowskich historyków o rzekomych pogromach na Żydach, dokonanych przez Polaków w 1905 roku. Na próżno jednak kilkakrotnie wzywałem ks. Czajkowskiego, by w imię uczciwości intelektualnej zdobył się na przeproszenie czytelników "Więzi" za swe oparte na nieprawdziwych informacjach pomówienia pod adresem Polaków. Jesienią zeszłego roku doszło do dość znamiennego wydarzenia. Ksiądz Czajkowski zrejterował z prowadzonego na ratuszu we Wrocławiu polsko-żydowskiego panelu w sytuacji, gdy przy aprobacie ogromnej części zebranych wykazałem rażącą nieprawdę jego twierdzeń. Chodziło o wypowiedziane przez ks. Czajkowskiego w dyskusji redakcyjnej "Gazety Wyborczej" z 16-17 września 2000 roku słowa, że żaden Polak nie zginął od żydowskiego antypolonizmu, podczas gdy miliony Żydów zginęły od antysemityzmu. Poleciłem mu, ku jego krańcowej konsternacji, by na przyszłość lepiej przemyślał swoje osądy. I by przeczytał dużo więcej na tematy, o których nie ma pojęcia. A wtedy dowie się chociażby o rozlicznych zbrodniach popełnionych na Polakach na Kresach w latach 1939-41 przez zbolszewizowanych Żydów, w tym choćby o opisanym przez ks. Zygmunta Mazura wymordowaniu przez żydowskich NKWD-zistów ojców dominikanów z klasztoru w Czortkowie w nocy z 1 na 2 lipca 1941 roku (por. szerzej J.R. Nowak "Przemilczane zbrodnie", Warszawa 1999, s. 51-52). Radziłem ks. Czajkowskiemu również, by raczył wreszcie zapoznać się z dostępnymi materiałami na temat wymordowania całych polskich wsi Naliboki i Koniuchy przez żydowskich partyzantów sowieckich i późniejszych zbrodni Bermana, Fejgina, Różańskiego, Morela, etc.
Rzeź w Nalibokach
Dwulicowość i hipokryzję IPN najlepiej ilustruje następująca sprawa. Z jednej strony mieliśmy ogromną ilość, dosłownie setki wystąpień członków kierownictwa IPN na czele z samym L. Kieresem, "demaskujących" rozmiary "polskiej zbrodni" w Jedwabnem. Z drugiej strony ci sami ludzie nabrali wody w usta w odniesieniu do rozlicznych zbrodni popełnionych na Polakach przez zbolszewizowanych Żydów, milczą jak grób na ten temat w swych publicznych wystąpieniach. A przecież powinni publicznie zabrać głos chociażby na temat postępów śledztwa w sprawach wymordowania przez sowieckich partyzantów żydowskich mieszkańców polskiego miasteczka Naliboki (w 1943 roku) i wsi Koniuchy (w 1944 roku). Czy polskie tragedie, czy polska krew się dla nich nie liczą? Na próżno Kongres Polonii Kanadyjskiej wielokrotnie słał do IPN ponaglenia w tej sprawie. Kierownictwo IPN unikało nagłośnienia zbrodni popełnionych na Polakach i ograniczało się jak dotąd do trafiających do o wiele mniejszego kręgu komunikatów jednego z oddziałów IPN (por. internetowy komunikat oddziałowej Komisji IPN w Łodzi z 5 września 2002 roku). Dlaczego o sprawach tych zbrodni nie wypowiadał się publicznie sam prezes IPN Leon Kieres, dlaczego w czasie swych uniżonych przeproszeń wobec Żydów w USA nie zdobył się np. na polecenie im zapoznania się z wydanymi w USA książkami żydowskich autorów, dokumentujących zbrodnie zbolszewizowanych Żydów w Koniuchach na Polakach? Dlaczego? Odpowiedź na to jest aż nadto prosta - p. Kieres wyraźnie nie przejmuje się takimi "drobiazgami" jak zbrodnie na Polakach, on - z jakichś tylko jemu wiadomych względów - nabiera niezwykłej energii i pasji potępieńczej, gdy ma publicznie osądzać różne domniemane "polskie zbrodnie".
A oto, jak wyglądała pierwsza z tych przemilczanych przez L. Kieresa zbrodni - rzeź na Polakach w miasteczku Naliboki w powiecie Stołpce, województwo nowogrodzkie. Dnia 8 maja 1943 roku o świcie 128 polskich mieszkańców tego miasteczka zostało wymordowanych przez partyzantów dowodzonych przez dwóch żydowskich dowódców: Tuwię Bielskiego i Szolema Zorina. Wacław Nowicki, uratowany świadek tych wydarzeń, tak opisywał w książce "Żywe echa" (Warszawa, 1993) rzeź na Polakach, gdy o świcie przybyli partyzanci-mordercy: "Godzina 5 rano, 8 maja 1943 roku. Długa seria z kaemu rozpruła poniżej okien frontową ścianę naszego domu, stojącą pod nią kanapę - przeleciała przez pokój i ugrzęzła w przeciwległej ścianie zaledwie kilka centymetrów nad naszymi głowami (...). Mama dopadła okna. - 'Wieś płonie!' - krzyczy (...) o godzinie 7.00 (...) jęki ucichły. Zewsząd wiało grozą śmierci i zniszczenia. Ocaleni z pogromu mogli teraz zobaczyć tragedię swego miasteczka i dokonanego w nim ludobójstwa. W niespełna 2 godziny zginęło 128 niewinnych ludzi. Większość z nich, jak stwierdzili potem naoczni świadkowie, z rąk siepaczy Bielskiego i 'Pobiedy'.
Mordercy obojga płci wpadali do mieszkań i seriami z automatów unicestwiali we śnie całe rodziny, a obrabowane w pośpiechu (nawet z zegarków) domostwa palili i pijani od krwi z okrzykiem 'hura' szli dalej mordować. Wielu zbudzonych nagłą strzelaniną i jękiem sąsiadów wylatywało na podwórko. Tych rozstrzeliwano z dziećmi pod ścianami chat. Jedni i drudzy wraz z domostwem obracali się w popiół. Daleko słychać było ryk bydła i rżenie zagrabionych koni. Podczas dantejskiego pogrzebu trudno było zidentyfikować pozostałe czasem tylko kończyny dzieci, rodziców, dziadków z rodów Karniewiczów, Łojków, Chmarów i wielu innych".
Dodajmy, że wśród ludzi tak okrutnie mordujących polskich mieszkańców miasteczka Naliboki znaleźli się również ich żydowscy "sąsiedzi" (by użyć ulubionego określenia J.T. Grossa). Jednoznacznie stwierdza się to w internetowym komunikacie łódzkiej komisji IPN-u: "Część świadków wskazuje na nazwiska atakujących, zeznając, że wśród nich znajdowali się również byli mieszkańcy narodowości żydowskiej".
Warto tu dodać, że żydowski dowódca partyzancki Tuwia Bielski był wymieniany jednocześnie jako sprawca okrutnej rzezi w Nalibokach między innymi w publikowanym w "Magazynie Gazety Wyborczej" z 15 listopada 1996 r. tekście Jacka Hugona Badera "A rewolucja to miała być przyjemność". Bader pisał m.in. cytując relacje partyzanckie z tamtych lat: "Zaczęły się masowe rabunki wsi. I to nie było raz czy dwa, ale jedni wychodzili, drudzy wchodzili. Miejscowi zaczęli więc walczyć o chleb, organizowali polsko-białoruską samoobronę. My ją wspieraliśmy. Sowieci likwidowali. Wykańczali wioski. Derewno, Rubieszewice, Starynki, Michałowo. W Nalibokach wyrżnęli 127 ludzi z samoobrony. Wszyscy mówili, że Naliboki zrobił Bielski". Wcześniej J. Hugo Bader pisał, że Tuwia Bielski był partyzantem żydowskim. Inny rozmówca Badera - Boradyn tak mówił o żydowskich partyzantach z oddziałów Tuwii Bielskiego i Szolema Zorina: "Grupy rabusiów i tyle, którzy brali od kogo popadnie. Jedzenie, dziecięce ubranie, pościel, łyżki, widelce, kosztowności...". Obraz uzupełnia w tekście Badera relacja byłego żydowskiego partyzanta, dziś emeryta - Jakowa Rumowicza. Wspominał on: "U nas prawie połowa to Żydzi byli, ale co to za partyzanci? Grabili tylko i gwałcili".
W internetowym komunikacie IPN z 5 września 2002 roku m.in. czytamy na temat rzezi w Nalibokach: "Miasteczko Naliboki, powiat Stołpce, woj. nowogródzkie do września 1939 r. zamieszkane było głównie przez ludność polską i żydowską. Począwszy od 1942 r. na Naliboki zaczęły napadać bandy rabunkowe, rekrutujące się z rozbitych przez Niemców zdemoralizowanych oddziałów sowieckich, ukrywających się w okolicznych lasach. Działalność tych band miała charakter wyłącznie rabunkowy. W celu ochrony ludności polskiej w Nalibokach powstał składający się z Polaków oddział 'samoobrony', którego dowódcą został Eugeniusz Klimowicz. Początkowo Polacy współpracowali ze stacjonującymi w bazach położonych w Puszczy Nalibockiej partyzantami sowieckimi, dowodzonymi przez mjr Rafała Wasilewicza. Wspólnie zwalczali oni grasujące na tych terenach bandy rabunkowe, jak i Niemców. Wiosną 1943 r. doszło do dwóch spotkań Eugeniusza Klimowicza i Rafała Wasilewicza. Dowódcy sowieccy pragnęli podporządkować sobie 'samoobronę' z Nalibok. Polacy nie wyrazili na to zgody. Zawarto jednak porozumienie, na mocy którego partyzanci sowieccy i członkowie polskiej 'samoobrony' mieli zaniechać wzajemnych napadów. Miasteczko Naliboki i pobliskie osady miały stanowić domenę Polaków z 'samoobrony'. Pomimo tego w nocy z 8 na 9 maja 1943 r. partyzanci sowieccy zaatakowali Naliboki. Zatrzymywali oni głównie mężczyzn i po wyprowadzeniu ich z domów rozstrzeliwali. Spalili również szereg zabudowań oraz miejscowy kościół. Łącznie zginęło ok. 120-128 mężczyzn oraz 3 kobiety" [podkr. J.R.N.]. Zdumiewa fakt, że zarówno w cytowanym przeze mnie fragmencie komunikatu łódzkiej komisji IPN, jak i w pozostałej części nie zdobyto się na wymienienie 2 nazwisk żydowskich dowódców band rabunkowych, które dokonały rzezi Polaków: Tuwii Bielskiego i Szolema Zorina. Zapomniano również zaznaczyć, że w wielkiej części wspomniane mordercze bandy składały się z Żydów. Czyżby autorzy komunikatu łódzkiej komisji IPN-u obawiali się, że gdyby podali tak ważne i niezbędne informacje o roli zbrodniczych żydowskich partyzantów sowieckich, to srodze pogniewa się na nich sam prezes L. Kieres. Jak ocenić jednak tego typu zatajenia?
Masakra Polaków we wsi Koniuchy
Kolejną wciąż dziwnie przemilczaną w publicznych wystąpieniach Kieresa i innych IPN-owskich prominentów sprawą jest historia okrutnej rzezi popełnionej na mieszkańcach we wsi Koniuchy 29 stycznia 1944 r. Publiczne milczenie w tej sprawie, poza skierowanym do dużo węższych kręgów internetowym komunikatem łódzkiej Komisji IPN z 5 września, prawdziwie szokuje. Przecież w sprawie masakry w Koniuchach, o której jak najszybsze zbadanie po tylekroć upominał się Kongres Polonii Kanadyjskiej, nie trzeba przeprowadzać nawet żadnej ekshumacji jak w przypadku Jedwabnego, ze względu na fakt, że paru zbrodniczych żydowskich partyzantów otwarcie chlubiło się swymi "wyczynami" w książkach opublikowanych w Stanach Zjednoczonych. Na przykład Chaim Lazar opisywał w książce "Destruction and Resistance" (New York, Schengold Publisher, 1985, s. 174-175): "Pewnego wieczoru stu dwudziestu partyzantów ze wszystkich obozów, uzbrojonych w najlepszą broń, wyruszyło w kierunku wsi. Było wśród nich około 50 Żydów, przewodzonych przez Jacoba Prennera. O północy przybyli oni na koniec wsi i zajęli odpowiednie pozycje. Rozkaz nakazywał, aby nie darować nikomu życia. Nawet zwierzęta domowe miały być wybite, a cała własność zniszczona... Sygnał dano tuż przed świtem. W ciągu niewielu minut okrążono wieś z trzech stron. Z czwartej była rzeka i jedyny most, który znajdował się w rękach partyzantów. Partyzanci, z zawczasu przygotowanymi pochodniami palili domy, stajnie i spichlerze, gęsto ostrzeliwując siedliska ludzkie... Półnadzy chłopi wyskakiwali przez okna i usiłowali szukać drogi ratunku. Ale zewsząd czekały na nich śmiertelne pociski. Wielu wskakiwało do rzeki i płynęło nią ku drugiemu brzegowi, ale i ich również spotkał taki sam los. Zadanie wykonano w krótkim czasie. Sześćdziesiąt gospodarstw chłopskich, w których mieszkało około 300 osób, zniszczono. Nie uratował się nikt".
Potwierdzenie opisów okrutnej rzezi dokonanej na Polakach znajdujemy również w paru innych książkach autorów żydowskich, wydanych w USA. Między innymi Isaac Kowalski pisał: "Nasz oddział otrzymał rozkaz, aby zniszczyć wszystko, co się rusza i zamienić wieś w popioły. Dokładnie o ustalonej godzinie i minucie wszyscy partyzanci z czterech stron wsi otworzyli ogień z karabinów ręcznych i maszynowych, strzelając kulami zapalającymi w zabudowania wioski. Tym sposobem dachy gospodarstw zaczęły się palić (...) Gdy później przemaszerowaliśmy przez Koniuchy (...) był to jak gdyby przemarsz przez cmentarz" (por. I. Kowalski "A Secret Press in Nazi Europe. The Story of a Jewish United Partisan Organization", New York, Central Guide Publication, 1969, s. 333-334. Zob. także I. Kowalski, wybór i redakcja "Anthology on Armed Jewish Resistance, 1939-1945" t. IV, New York 1991, Jewish Combatants Publishers House, s. 390-391). O rzezi polskich mieszkańców w Koniuchach pisze z dumą również inny autor żydowski Rich Cohen w książce pod wymownym tytułem "Mściciele" ("The Avengers"): "Koniuchy były wioską o zakurzonych drogach i osiadłych w ziemi, nie pomalowanych domach. (...) Partyzanci (...) zaatakowali Koniuchy od strony pól, a słońce świeciło im w plecy. (...) Partyzanci wrzucili granaty na dachy, a w domach wystrzeliły płomienie. Chłopi wybiegali drzwiami i biegli drogą. Partyzanci ich gonili strzelając do mężczyzn, kobiet i dzieci. (...) Setki chłopów zginęły w ogniu krzyżowym" (R. Cohen "The Avengers", New York, Alfred A. Knopf, 2000, s. 145). Ogromnie zasłużona w działaniach na rzecz obrony dobrego imienia Polaków Hanna Sokolska z Komisji Informacyjnej przy Zarządzie Głównym Kongresu Polonii Kanadyjskiej w liście do szefów IPN-u 17 lutego 2001 r., podając bogato udokumentowane dowody zbrodni żydowskich partyzantów sowieckich w Koniuchach, powołała się również na potwierdzenie rzezi w Koniuchach, zawarte w dzienniku partyzantów żydowskich pt. "Operations Diary of a Jewish Partisan Unit in Rudniki Forest". Według Sokolskiej, dziennik ten jest dostępny w internecie: www.yadvashem.org/about_holocaust/documents/part3/ doc211.html. W dzienniku tym podano, że w napadzie na wieś uczestniczyli partyzanci z oddziałów J. Prennera ("Śmierć faszystom") i Shmuela Kaplinskiego ("Ku zwycięstwu"). Ponadto swój udział w akcesji likwidacji wsi Koniuchy potwierdził - wg Sokolskiej - Zalman Wyłożny, który służył w oddziale "Śmierć faszystom". Stwierdził on, że "cała wieś została puszczona z dymem, a mieszkańcy wymordowani" (zob. J. Gołota "Losy Żydów ostrołęckich w czasie II wojny światowej"; "Biuletyn Żydowskiego Instytutu Historycznego", nr 187 /1998/, s. 32). Autor powoływał się na zeznania Z. Wyłożnego (Yad Vashem 1503-80-1). Sokolska pisała w liście do szefów IPN-u z 17 lutego 2001 r. również o tym, że obecnie znane są już nazwiska niektórych żydowskich sprawców rzezi: Jacoba Prennera, Shmuela Kaplinskiego, Shlomo Branda, Isaaca Kowalskiego, Chaima Lazara, Israela Weissa i Zalmana Wyłożnego. Byli oni - wg Sokolskiej - "przeważnie obywatelami RP".
Znamienne, że sprawcy rzezi Polaków we wsi Koniuchy uzasadniali tę masakrę całej wioski tym, że była to wieś "reakcyjna". Przypomnijmy więc, że wśród wymordowanych "reakcjonistów" była m.in. 1,5-roczna N. Molisówna. Można domniemywać, że swą "reakcyjność" wyssała z mlekiem matki, podobnie jak inna zamordowana - 4-letnia Marysia Tubisówna. W wydawanej w Wilnie "Naszej Gazecie" z 29 marca 2001 r. czytamy wyliczenie niektórych nazwisk polskich ofiar zamordowanych przez żydowskich partyzantów sowieckich w Koniuchach. Były wśród nich m.in. obok wspomnianych już 1,5-rocznej Molisówny i 4-letniej Tubisówny całe rodziny, np. Zygmunt Bandalewicz (8 lat), Mieczysław Bandalewicz (9 lat), Stanisław Bandalewicz (45 lat), Józef Bandalewicz (54 lata), Stefania Bandalewiczowa (48 lat). Jak pisano w "Naszej Gazecie": "Półtoraroczna córeczka Molisowej zginęła wraz matką, gdy ta uciekała pośród kul, trzymając ją na ręku". Andrzej Kumor cytował w artykule publikowanym na łamach polonijnej "Gazety" w Toronto z 4-6 maja 2001 r. rozmowę z naocznym świadkiem tamtych okrutnych wydarzeń Edwardem Tubinem (miał wówczas 13 lat). Tubin opisywał: "Nie było różnicy, kogo złapali, to wszystkich bili. Nawet kobietę jedną, uciekała tam w las ku cmentarzu, to nie strzelali, ale kamieniem zabili, kamieniem w głowę. Jak mamę zabili, to może z 8 kul po piersiach puścili (...). Wojtkiewicza żona była w ciąży i chłopak był, nie miał nawet 2 latka. Zabili ją, a chłopak został żywy. Przynieśli słomę, na nią rzucili, zapalili. Temu chłopaczkowi nogi poopalało - paluszki jemu odpadły. Przeżył pod tą matką. Jak zapalili, to tylko nogi mu się spaliły. Było strasznie, było strasznie, nie przepuścili nikomu".
W internetowym komunikacie Oddziałowej Komisji IPN w Łodzi z 5 września 2002 r. m.in. czytamy na temat rzezi w Koniuchach: "Jeden ze świadków był w Koniuchach w dniu 2 lutego 1944 r., a więc w kilka dni po napadzie. Zeznał, iż widział popalone domy, rozpaczających, ludzi, pozostawione dzieci. Z relacji osoby, która zdołała się ukryć w czasie napadu, słyszał, iż wieś podpalono z obu stron, a potem strzelano do uciekających ludzi. (...) Z zeznań wynika, iż część ofiar, zwłaszcza osoby stare i schorowane, zginęła, spalona we własnych domach. Natomiast do części mieszkańców, którzy starali się uciekać, strzelano. W taki sposób zginęły osoby z rodziny P. Zwłoki małżonków Stanisława i Katarzyny P. odnaleziono zwęglone w domu. Ciało ich córki Genowefy P. ze śladami kul i przypalonymi stopami leżało na podwórku".
Dlaczego dokonano tego mordu na Polakach w Koniuchach? Bo chciano "odpowiednio" odstraszająco ukarać mieszkańców wsi, która chciała się bronić przed ciągłymi niszczącymi ją do cna rabunkami. Polscy chłopi zorganizowali jednostkę "samoobrony", aby ochronić wieś przed ciągłym rekwirowaniem żywności. Wieś w tym czasie nie miała już dosłownie środków do życia. Wileńska "Nasza Gazeta" z 29 marca 2001 r. przytoczyła relację naocznego świadka Liliany Narkowicz opisującą, że partyzanci "dokonywali wciąż grabieżczych napadów, niczym bandyci. Nasi mężczyźni zbuntowali się. Nie mieliśmy czym karmić własnych dzieci. U niektórych bieda aż piszczała".
Dlaczego L. Kieres i inni szefowie IPN-u nie nagłaśniają publicznie przebiegu zbrodniczej rzezi na Polakach w Koniuchach? Czy dlatego, że w Koniuchach zginęli "tylko" Polacy, a w zbrodni aktywnie uczestniczyło 50 żydowskich partyzantów sowieckich, poza Rosjanami i Litwinami?
Kolejna część artykułu ukaże się za tydzień.
prof. Jerzy Robert Nowak, Nasz Dziennik, 2002-11-04

Brak komentarzy: