środa, grudnia 27, 2006

Koniec ery komandosów, KPP-owców i Urbanów IV RP



,,Wielcy myśliciele nie pozostawiają po sobie klakierów. Pozostawiają uczniów, całe intelektualne szkoły. Jeśli ktoś twierdzi, że mam w Michniku cenić myśliciela - proszę, niech mi pokaże, gdzie owi uczniowie Michnika, i na czym polega jego szkoła. Ja, mimo wysiłków, niczego podobnego zauważyć nie mogę. Zamiast spójnej myśli, Michnik, jako autor esejów i książek, pozostawia po sobie tylko pokrętny styl - styl wyróżniający się wielką zręcznością w gmatwaniu spraw prostych, w błyskotliwym prowadzeniu Czytelnika do wniosków całkowicie nielogicznych i stwarzaniu wrażenia, że wnioski te zostały w trakcie wywodu udowodnione - wrażenia, któremu ulec może tylko ten, który na wstępie lektury odżegna się od krytycyzmu i, jak to się dzieje podczas czytania beletrystyki, "zawiesi swą niewiarę".

Adam Michnik poniósł klęskę, to już dziś oczywiste - ale czy to znaczy, że można udać, iż go nigdy nie było? Że wszystkie tezy, które wygłosił, wszystkie działania, które zainspirował, nie miały miejsca? Przecież ten człowiek zmarnował nam piętnaście lat niepodległości! Współkształtował to kulawe państwo, z którego dziś, gdy piszę te słowa, dziesiątki tysięcy młodych, pracowitych, przedsiębiorczych i nierzadko dobrze wykształconych obywateli wieją na potęgę drzwiami i oknami, do Anglii, do Irlandii, gdziekolwiek, byle dalej, w poszukiwaniu normalnego życia. A zarazem - sam został przez nie ukształtowany. Bo - i to dla mnie jedna z istotniejszych tez tej książki - mimo całej swej politycznej zręczności, Michnik nie stałby się tym, kim się stał, gdyby nie trafił w oczekiwanie na kogoś właśnie takiego. Oczekiwanie, którego możemy i powinniśmy się dziś wstydzić, ale które po roku 1989 było może najważniejszym, a zupełnie do dziś nieopisanym zjawiskiem społecznym.

Adam Michnik zasługuje na sprawiedliwość. Trzeba mu tę sprawiedliwość - jedni powiedzą "wymierzyć", a inni "oddać". Ale w każdym razie trzeba się na nią zdobyć. Trzeba wreszcie przynajmniej spróbować. Oto moja próba.''

Z przedmowy Rafała Ziemkiewicza do książki ,,Michnikowszczyzna. Zapis choroby''

Zacytowany wyżej fragment nie wymaga żadnego komentarza.

Sprawa WSI ciągle nie zamknięta. Raport Macierewicza po 3 miesiącach czeka na ujawnienie



Macierewicz: WSI były przedłużeniem sowieckiego GRU (PAP)

Likwidator WSI Antoni Macierewicz powiedział, że WSI to było przedłużenie sowieckiego GRU, czyli wywiadu wojskowego, a wielu oficerów WSI przeszło przeszkolenie w GRU; był wśród nich również b. szef WSI w latach 2001 - 2005, gen. Marek Dukaczewski. Macierewicz powiedział w poniedziałekw radiowych "Sygnałach Dnia", że WSI wpływały na życie polityczne w Polsce poprzez werbowanie agentów w mediach oraz zakładanie swoich pism i wydawnictw:"Mówię o szeregu oficerów, którzy służyli w WSI do ostatniego momentu. Warto sobie uświadomić, że tam było kilkuset - swego czasu, a jeszcze w ostatnim okresie kilkudziesięciu - oficerów po przejściu przez szkoły sowieckie, przez szkoły GRU" (...) Byli oni stawiani na najwyższych stanowiskach, które decydowały o kształcie polskich służb. Ludzie dawnej służby sowieckiej. Ludzi służby, która po dzień dzisiejszy bardzo silnie oddziałuje na scenę polityczną, także na bezpieczeństwo Polski. (...) Jeżeli stawia się na czele tych służb ludzi, którzy są po przeszkoleniu w GRU - najgroźniejszej niewątpliwie i służącej swego czasu utrzymywaniu Polski w ryzach struktury okupacyjnej służbie - to to jest właśnie w czystej postaci, można powiedzieć, struktura postkomunistyczna. To jest właśnie to, co Polskę trzymało przez ostatnich 15 lat w stalowym uścisku."

"WSI powstały po to, żeby manipulować i opinią publiczną, i polską sceną polityczno-gospodarczą.(...) WSI były prostym przedłużeniem sowieckiego układu w Polsce. (...) Niestety oddziaływanie z zewnątrz w działaniu WSI było widoczne"


O Dukaczewskim: "Pan gen. Marek Dukaczewski jest osobą, która przeszła szkolenie GRU w Rosji sowieckiej, została postawiona na czele tych służb, moim zdaniem, w sposób zupełnie nieodpowiedzialny (...) i jest człowiekiem współodpowiedzialnym za bardzo wiele nieprawidłowości, które miały miejsce w tych służbach w latach, kiedy on podejmował decyzje"
O mediach: "werbowano bardzo różne kategorie osób". "Z punktu widzenia tej koncepcji, jaką tam wówczas realizowano, nie zawsze było najistotniejsze, żeby to była osoba najbardziej znana, żeby to był redaktor naczelny. Istniały kryteria, wg których to robiono z punktu widzenia osłony interesów WSI. To był punkt odniesienia" (...)W olbrzymiej większości wypadków, jeżeli nie we wszystkich znanych mi, nie było żadnego uzasadnienia tego werbunku z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa. W istocie mieliśmy do czynienia właśnie z wolą, dążeniem, próbą manipulowania mediami, oddziaływania na scenę polityczną czy na scenę gospodarczą, tworzenia pewnej sfery ochronnej wobec własnych interesów, a nie realizację ustawowych zadań."
WSI zakładały swoje pisma i wydawnictwa: "zakładano pisma, których funkcją, tak naprawdę, było tworzenie sieci agenturalnej (...). Na skutek pewnej rutyny, przekonania że to wszystko jest dozwolone, możliwe i słuszne, także po wejściu w życie ustawy z 9 czerwca (2006 roku, o likwidacji WSI-PAP) werbowano dziennikarzy. Ten proceder był ewidentnie procederem bezprawnym"

Macierewicz, ujawniając w sobotę pierwsze ustalenia raportu, powiedział m.in., że przez 15 lat istnienia WSI dopuszczały się bezprawnych działań wobec świata mediów, polityki i gospodarki. Dodał, że w WSI są "ślady zewnętrznych inspiracji", m.in. "z bloku wschodniego". Zapowiedział doniesienia do prokuratury w sprawie "przestępczych działań". Tyle PAP.

  • GRU to rosyjski wywiad wojskowy. Powstał w 1918 roku (jako GRU działa od 1942 r.). Według historyków, jest on m.in. powiązany z zamachem na Jana Pawła II w 1981 roku. GRU podlega m.in. specjalna formacja dywersyjna Specnaz o charakterze zbliżonym do amerykańskich wojskowych jednostek specjalnych, takich jak Zielone Berety czy Delta Force.

Właściwie Macierewicz powiedział prawdę i samą prawdę. Ciekawe jak długo macki służb będą manipulować mediami, a za ich pośrednictwem ogólnokrajowymi nastrojami społecznymi oraz jak długo będą kreować wizję Polski jako kraju zniewolonego, totalitarnego i skazanego na destrukcyjną władzę niezrównoważonych braci, którzy niczego nie są w stanie zbudować. Pół roku? Rok?

sobota, sierpnia 19, 2006

Lech Wałęsa i jego Sierpień

,,Lech Wałęsa nie chce brać udziału w tej części obchodów 26. rocznicy Porozumień Sierpniowych, w której będzie uczestniczył prezydent Lech Kaczyński. W piątek zapowiedział, że pod pomnikiem Poległych Stoczniowców pojawi się "w innym czasie".
W dzisiejszej Rzeczpospolitej wiecej na ten temat.

W zeszłym roku LW zaprosił na obchodzy 25-lecia Solidarnosci postkomunistę - prezydenta Kwaśniewskiego. Kwaśniewski i "Solidarność"

Bez komentarza.


GW 17 kwietnia 2005 roku napisała: ,,Aleksander Kwaśniewski przyjął oficjalne zaproszenie Lecha Wałęsy na uroczystości związane z 25 rocznicą powstania Solidarności. List od byłego prezydenta przekazał Bogdan Lis prezes Fundacji "Centrum Solidarności", współorganizator obchodów. Zapewnił on, że nie ma żadnego konfliktu między Fundacją, Lechem Wałęsą a związkiem Solidarność w sprawie obecności Aleksandra Kwaśniewskiego na tych uroczystościach. Wałęsa: To co było odkreślam grubą kreską

Niebecność prawdziwych bohaterów Sierpnia na uroczystości 25-lecia powstania NSZZ Solidarność wcale Lechowi Wałęsie nie przeszkadzała.
Działacze NSZZ Solidarność organizowali obchody rocznicy bez byłych prezydentów.


Od "sypania" kolegów do "donosu" na Polaków - wywiad z Antonim Zambrowskim nt. "profesora" Jana Tomasza Grossa

,,- Jan Tomasz Gross był tzw. komandosem, czyli lewicowym opozycjonistą z kręgu Adama Michnika na Uniwersytecie Warszawskim. Był uczestnikiem tzw. Ruchu 8 marca 1968 roku i trafił po wiecu studenckim przed BUW-em w obronie Adama Michnika i Henryka Szlajfera do więzienia mokotowskiego. Tam załamał się i obciążył w swych zeznaniach kolegów. Najbardziej haniebne były jego zeznania na temat ówczesnej narzeczonej Adama Michnika, Basi Toruńczykówny, w których opowiadał do protokołu policyjnego obrzydliwe plotki o jej życiu prywatnym.
Siedziałem wtedy w więzieniu i miałem wspólne akta sprawy z "Ruchem 8 marca". Większość "komandosów" trzymała się w śledztwie dzielnie, więc wobec Jana T. Grossa zastosowano zapewne ostracyzm. W więzieniu deklarował on narodowość polską, ale później wyjechał z PRL na tzw. żydowskich papierach do USA (Janek pochodzi z mieszanej rodziny żydowsko-polskiej, ale według żydowskich reguł nie jest Żydem, gdyż ma matkę Polkę). Tam przekonał się, że na wyższych uczelniach amerykańskich polski patriotyzm nie popłaca, ponieważ dominuje na nich wpływowe lobby złożone z lewicowców i liberalnych Żydów, źle traktujących Polskę jako kraj katolicki, zatem reakcyjny i antysemicki. Napisał więc obliczoną na poklask w USA książkę "Sąsiedzi". Niestety, nie tylko prezydent Aleksander Kwaśniewski wspierany przez Leszka Millera, ale i środowisko Jacka Kuronia i Adama Michnika poparło wówczas prof. Grossa. Adam Michnik napisał przedmowy do różnych wydań "Sąsiadów" w obcych językach, zachwalając książkę i określając Jana T. Grossa jako swego przyjaciela.''

Od "sypania" kolegów do "donosu" na Polaków - wywiad Tadeusza M. Płużańskiego z Antonim Zambrowskim nt. "profesora" Jana Tomasza Grossa

Jak powstawał postkomunizm? Świetny wywiad z Jarosławem Kaczyńskim

Wywiad ukazał się w Niezależnej Gazecie Polskiej
Niestety wersja elektroniczna nie jest dostępna. A szkoda. Jarosław Kaczyński wyłożył zawiłości polskiej polityki ostatniego ćwierczwiecza. Katarzyna Hejke i Piotr Lisiewicz przeprowadzili interesujący wywiad z premierem.

Można za to przeczytać przedruk wywiadu z Dziennika na stronach rządowych premiera.

,,A co, (prócz marszu), chciałby pan zostawić?


Z jednaj strony, dobrą pamięć o kimś, kto uczestniczył, a nawet przyczynił się do wielkich przemian, które w Polsce podejmujemy, a z drugiej strony bardzo chciałbym pozostawić po sobie partię, która będzie trwałym elementem systemu politycznego w Polsce. Taką ambicję miałem na początku lat 90., kiedy tworzyliśmy Porozumienie Centrum, ale to się nie udało. Choć mówiłem, że zbudujemy partię dla naszych wnuków, ale PiS pewną szansę ma. Oczywiście, trudno przewidzieć, jaki w ogóle będzie system partyjny czy kształt państw za trzydzieści, czterdzieści lat.

O ile na początku koalicję z LPR i Samoobroną traktował pan jak zło konieczne, tak teraz widzi pan w niej szansę na zbudowanie bloku politycznego. Stąd pomysł na zblokowanie list w wyborach samorządowych?

Nie chcę sobie przypisywać cudzych pomysłów. To był pomysł chyba Romana Giertycha; spodobał mi się. Jestem przekonany, że ta koalicja - w sensie socjologicznym, w sensie swego zaplecza społecznego - daje szansę na stworzenie czegoś trwałego. Nasza koalicja ludowo-narodowa przypomina mi CSU, formację rządzącą Bawarią za ogromnym sukcesem od dziesięcioleci.''

sobota, lipca 15, 2006

Polacy to naród rozsądnych ludzi i z niezłamanym kręgosłupem moralnym

Księdzu, który był współpracownikiem SB, większość Polaków odmawia moralnego prawa sprawowania funkcji:
biskupa - 76,9%,
proboszcza - 74%,
wykładowcy wyższej uczelni - 71,3%,
roli eksperta kościelnego wypowiadającego się w mediach - 72,1% i
katechety - 68,4%
Byłych agentów niechętnie widzimy w roli kapelana w szpitalu lub ośrodku charytatywnym (55,5%), a nawet jako kapelana pracującego w zamkniętym klasztorze (51,1%). Według prawie 70% badanych osoba taka nie ma również moralnego prawa do spowiadania.

Księża agenci na margines

piątek, lipca 14, 2006

Mądre decyzje Kaczyńskich: Macierewicz na swoim miejscu, Walentynowicz i Gwiazda odznaczeni

Mądra decyzja prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Anna Walentynowicz, Andrzej Gwiazda oraz ks. abp Ignacy Tokarczuk - otrzymali w święto uchwalenia Konstytucji 3 Maja od prezydenta RP najwyższe odznaczenie państwowe - Order Orła Białego. Prezydent przyznał ponad 80 odznaczeń państwowych bohaterom opozycji solidarnościowej oraz kombatantom II wojny światowej, w tym trzy odznaczenia przyznał pośmiertnie. Mądra decyzja premiera Jarosława Kaczyńskiego, który wezwał do służby krajowiu Antoniego Macierewicza. Po kilkunastu latach bezprawia w III RP Macierewicz wrócił by zdekomunizować i zlustrować służby, które od 17 lat d***kracji niszczyły Polskę. Docenieni po latach... lepiej póżno, niż wcale.

wtorek, maja 16, 2006

Artykuł red. Stanisława Michalkiewicza. Spojrzenie na aferę bankową z przymrużeniem oka.

Spojrzenie na aferę bankową z przymrużeniem oka.


"Ach, gdyby Pan Lejb Fogelman przeszedl na nasza strone

Nadwiślańska afera profumo

Stanisław Michalkiewicz

Nareszcie i nasz tubylczy kraj dorabia się afer na poziomie. Kiedyś, w koszmarnych latach pierwszej komuny gryźliśmy palce z zazdrości, czytając o aferze Profumo, od której trzęsła się cała Wielka Brytania. Wtedy chodziło o to, że tamtejszy minister obrony w chwilach wolnych od urzędowych obowobie z niejaką panną Keller Krystyną. Wszystko byłoby w jak najlepszym porządku, gdyby nie to, że tylko w dni nieparzyste. W dni parzyste bowiem panna Keller oddawała się karesom z attache wojskowym ambasady sowieckiej. Najwidoczniej sowieta pokochała bardziej, bo to jemu przekazywała wszystkie rewelacje, jakie udało się jej wyciągnąć od Angielczyka podczas miłosnych uniesień, a nie odwrotnie. U nas nic podobnego zdarzyć by się nie mogło. Generał Jaruzelski, pracowicie wspinający się po szczeblach razwiedki, ściśle przestrzegał wojskowego regulaminu służby garnizonowej. Meldunki sowietom składał drogą służbową i nie potrzebował do tego pośrednictwa żadnych panienek. Trzeba aż było, żeby Lechu skacząc przez płot, rozdarł sobie kalesony, od czego komuna tak się wystraszyła, że zrobiła transformację ustrojową, dzięki czemu i my doczekaliśmy się własnej afery Profumo.

Tak się bowiem złożyło, że tubylczy rząd sprzedał w swoim czasie bank PeKaO z jego prezesem Janem Krzysztofem Bieleckim bankowi UniCredito, którego prezesem jest pan Aleksander Profumo. Bank PeKaO był jednocześnie właścicielem akcji Banku Przemysłowo-Handlowego, w czym tkwiła głęboka myśl, jaką wyraził kapitan Ryków: "zaplątaj dobrze węzeł, końce wsadź do wody", żeby nawet sam diabeł nie rozeznał się w stosunkach własnościowych; kto ile ukradł i gdzie właściwie schował szmal. W umowie prywatyzacyjnej zapisano wprawdzie klauzulę, że UniCredito przez 10 lat "nie będzie prowadził w Polsce działalności konkurencyjnej", ale co to właściwie znaczy? "Czy Senat zdecyduje tak, czy odwrotnie, to uzasadnienie znajdą już panowie koledzy z Wydziału Prawnego" - mawiał ks.prof.Stefan Pawlicki, nudząc się na posiedzeniach Senatu Uniwersytetu Jagiellońskiego. Kiedy więc teraz UniCredito postanowił przeprowadzić fuzję PeKaO z BPH, rząd zarzucił mu złamanie tego warunku umowy. Pan Aleksander Profumo nie tylko zareagował oburzeniem, ale podjął niezbędne kroki. Wśród nich najniezbędniejszym krokiem było zaangażowanie w charakterze doradcy doskonałego pana Lejba Fogelmana.

Pan Lejb Fogelman najpierw potrzebował urodzić się w Legnicy. Potem, kiedy partię ogarnęła fala antysemityzmu, skorzystał z nadarzającej się okazji do opuszczenia cudnego raju. W charakterze ofiary okrutnego reżimu, prawie że późnego wnuka Holokaustu, pan Fogelman podjął studia na uniwersytecie Yale, słynącym z przyjmowania ubogich uchodźców. Po skończeniu tej uczelni pokręcił się trochę tu i ówdzie, nawiązał pożyteczne znajomości, aż wreszcie powrócił do Warszawy w charakterze króla życia, szalenie imponującego tubylczym gojom. Ma znakomitą kryszę jako członek Rady Doradców Fundacji Edukacyjnego Centrum Żydowskiego w Oświęcimiu, więc może sobie znać i pana Żagla, i pana Kunę, i doradzać panu Kulczykowi, i w ogóle wszystkim, jako prawnik z firmy Dewey Ballantine. Czyż pan Aleksander Profumo mógł zwrócić się do kogoś lepszego?

Ma się rozumieć, że nie mógł tym bardziej, że wśród niezliczonych zalet i przymiotów pana Fogelmana jest również i ta, iż "osobiście" zna prezydenta Busha. Kiedy więc rząd znienawidzonego PiS uczepił się wspomnianej klauzuli, to pan prezes Profumo uznał, że dość już tych żartów z tubylcami. Nabrał do nich takiej abominacji, że kiedy okazało się, iż w Komisji Nadzoru Bankowego, której obrady miał zaszczycić swoją obecnością, zasiada niejaki Cezary Mech, tubylczy wiceminister finansów, to nie chciał nawet oddychać tym samym powietrzem, co to indywiduum. Tę prośbę miał przekazać panu prezesowi NBP Balcerowiczowi, z urzędu przewodniczącemu Komisji Nadzoru, sam pan Fogelman. Niektórzy twierdzą w związku z tym, że pan Fogelman "nakazał" panu prezesowi Balcerowiczowi usunięcie pana Mecha z posiedzenia Komisji, wskazując, że Regulamin Komisji Nadzoru Bankowego z 1998 r. nie daje przewodniczącemu prawa do usuwania któregokolwiek z jej członków. Ale kto by tam słuchał takich faszystowskich łgarstw! Czy to pan Fogelman rzeczywiście musi prezesowi Balcerowiczowi zaraz "kazać"? To już pan prezes Balcerowicz sam nie wie, co w takiej sytuacji powinien uczynić? "Policmajster powinność swej służby zrozumiał" - przypomina Adam Mickiewicz. Oczywiście, że wie i nie tylko wie, ale wie również, że w takich sytuacjach należy twardo stanąć na nieubłaganym gruncie niezależności i praworządności. Na wszelki tedy wypadek wybitni profesorowie prawa przygotowali mu podobnież aż cztery niezależne ekspertyzy potwierdzające nieubłaganie praworządny charakter uwzględnienia prośby przekazanej przez pana Fogelmana. Czy to byli ci sami sofiści, którzy podpisali protest przeciwko rządowi, czy jacyś inni - to nieważne, bo właśnie tymi ekspertyzami pan prezes Balcerowicz dźgał w oczy poselską i rządową tłuszczę, kiedy w straszliwej postaci objawił się w Sejmie, jako unus defensor praworządności i demokracji. Czy pani wicepremier Gilowska widziała kiedy jakąś ekspertyzę? Jasne, że nie, zresztą co ona tam może wiedzieć o finansach? Była dopuszczona do konfidencji z panem Lejbem Fogelmanem? Nie, a teraz jeszcze zadała się z faszystami! Więc tylko patrzeć, jak zostanie pogrążona, razem z całym tubylczym rządem, bo i Komisja Europejska daje do zrozumienia, że tutejsze umowy nie mają żadnego znaczenia w konfrontacji z tamtejszymi "standardami". A co to, czy pan Fogelman nie może, dajmy na to, zadzwonić i do pana Barosso? Jasne, że może tym bardziej, że przecież i panu Barosso nic co ludzkie, nie jest pewnie obce. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, bo nie tylko Unia Europejska ukazuje nam swoje ludzkie oblicze, ale przy okazji dowiemy się trochę więcej na temat nowych granic naszej suwerenności.

Dlatego nie ma powodów do niepokoju, nawet jeśli Sejm utworzy tę komisję śledczą do afery Profumo. Prezes Balcerowicz w grudniu i tak odejdzie, i kto wie - może pan Fogleman zrobi go plenipotentem UniCredito na Polskę, bo w co inwestować w tych zepsutych czasach, jeśli nie w niezależność i praworządność? Może nawet będzie skupywał od tubylczego rządu obligacje skarbowe, a w takiej sytuacji, to nawet pan Andrzej Lepper chodziłby wokół niego na zadnich nogach, żeby tylko się nam nie przeziębił. Już tam pan Fogleman pewnie o wszystkim pomyślał, bo 38 milionami gojów ktoś musi przecież zarządzać. Więc chyba zakończymy wesołym oberkiem?"


Powiastki filozoficznej ciąg dalszy - Stanisław Michalkiewicz Wysłane poniedziałek, 20, marca 2006 przez Krzysztof Pawlak

Jak człowiek żyje dostatecznie długo, to z samego upływu czasu może stać się klasykiem. A jeśli jeszcze pisze...! Co prawda, nie ma rzeczy doskonałych i z pisaniem wiąże się też pewne ryzyko, bo nie ma nic śmieszniejszego niż diagnozy, co się nie sprawdzają. Jeśli jednak się sprawdzają, to czyż ich autorowi nie należy się choćby jeden listek bobkowy do wieńca sławy? Ożywiony takimi nadziejami, przypominam tedy felieton, jaki wydrukowałem 10 sierpnia 1991 roku w tygodniku "Najwyższy CZAS!" pod tytułem "Temat na powiastkę filozoficzną".

Pisałem tam m.in.: "Otóż kiedy tak sięgam pamięcią wstecz, to przypominam sobie, że teoretycznie pan Leszek Balcerowicz został wynaleziony przez pana Tadeusza Mazowieckiego, który "»obdarzył go pełnym zaufaniem«. Czy jednak zaufanie pana Tadeusza Mazowieckiego mogło stać się fundamentem takiej politycznej potęgi? Chyba nie, bo przecież wkrótce sam pan Tadeusz Mazowiecki musiał odejść w konfuzji ze sceny politycznej. W takiej sytuacji jego zaufanie nie warte już było funta kłaków. Zauważmy jednak, że mimo upadku pana Tadeusza Mazowieckiego pan Leszek Balcerowicz trwał nadal. Zdawało się, że jego pozycja zachwiała się podczas próby formowania rządu przez pana mec. Jana Olszewskiego (...), ale skończyło się na tym, że to pan mec. Olszewski musiał zrezygnować, zaś Pan Prezydent obudował wokół wicepremiera i ministra finansów nowy rząd z panem J. K. Bieleckim jako premierem. W ten sposób zamiast zapowiadanego »przełomu« otrzymaliśmy »kontynuację«, ponieważ było jasne, że strategię gospodarczą nadal wyznacza pan Leszek Balcerowicz, zaś reszta rządu, wraz z jego Szefem, funkcjonuje, że tak powiem, ze względów protokolarnych. (...) Pewne światło na źródło politycznej trwałości pana Leszka Balcerowicza rzuca okoliczność, że firmowany przez niego program stabilizacyjny (...) zyskał akceptację Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Banku Światowego oraz innych ośrodków wielkiej finansjery. Popierając pana Leszka Balcerowicza i obdarzając go zaufaniem, ma ona naturalnie swoje cele i swoje - jakże by inaczej! - wyrachowanie, ale przecież nie można z góry wykluczyć, że i pan Leszek Balcerowicz też ma swoje. Wynikałoby z tego, że prawdziwa trwałość władzy nie jest ufundowana na lotnych piaskach masowych nastrojów, które bywają kapryśne, ani nawet na poparciu osób uważanych za wpływowe, które też mogą odwrócić swoje sympatie, tylko na zaufaniu ludzi trzymających klucz do kasy. Wkraczamy w kampanię wyborczą, z odmętów której wyłoni się nowy parlament, który z kolei powoła nowy rząd. Zadaję sobie w związku z tym pytanie, czy również i w tym rządzie, bez względu na to, jaka partia czy koalicja będzie go firmowała, pan Leszek Balcerowicz obejmie tekę ministra finansów? Gdyby tak się stało, byłby to temat na powiastkę filozoficzną".
A czyż stało się inaczej? Wprawdzie pan Leszek Balcerowicz nie we wszystkich rządach był wicepremierem i ministrem finansów, ale jeśli nawet nie był, to i tak sprawował coś w rodzaju gospodarczej dyktatury nad kolejnymi tubylczymi formacjami. Zmieniały się rządy, zmieniali się prezydenci, a pan Leszek Balcerowicz trwał niczym skała, o którą rozbijają się wszystkie bałwany. Czyż nie świadczy to, że punkt ciężkości władzy państwowej w Polsce od samego początku transformacji ustrojowej przesunął się na jego osobę, że "ubi Petrus, ibi Ecclesia", czyli - gdzie Piotr - tam Kościół? Skłania to do głębokiej zadumy nad naszą młodą demokracją i państwem prawa, a w szczególności - nad głupstwami, które w nieprawdopodobnych ilościach wypisują różni obłąkani docenci nauk politycznych.
Dlatego snując tę filozoficzną powiastkę, nie zapominajmy o uwadze Adama Mickiewicza, który zapożyczył ją od La Fontaine'a, a ten - od starożytnego Ezopa, że "każdy ma swoją żabę, co przed nim ucieka i swojego zająca, którego się boi". Kiedy w Sejmie pojawił się świętokradczy pomysł utworzenia komisji śledczej, która sprawdziłaby prywatyzację sektora bankowego, na całą Polskę rozległ się klangor, którego nie powstydziłyby się nawet gęsi holokaustowane pod pretekstem ptasiej grypy. Przoduje jak zwykle "Gazeta Wyborcza", a za nią powtarzają jeremiady rzesze półinteligentów, niezwykle rade ze sposobności wykazania, że są "na poziomie". Tylko patrzeć, jak po linii nadprzyrodzonej to zuchwałe bluźnierstwo potępi JE abp Józef Życiński, ostatnio specjalizujący się w anatemach. Aliści przebieg posiedzenia Komisji Nadzoru Bankowego pokazuje, że zającem pana Leszka Balcerowicza może być pan Lejb Fogelman, doradca pana Profumo, warszawski król życia. Już ta okoliczność wyjaśniałaby zaangażowanie "Gazety Wyborczej", której publicyści na wyścigi lojalnie merdają ogonami, a przecież pan Fogelman tylko doradza panu Aleksandrowi Profumo, przed którym nawet członkowie Komisji Europejskiej skaczą z gałęzi na gałąź.

Stanisław Michalkiewicz

Publicystyka Stanisława Michalkiewicza na ASME i nagrania TV ASME