O dziwo Trybunał w Strasburgu - jedna z instytucji na terenie eurokołchozu; nie jest organem Rady Europy- przyznał rację polskiemu reżyserowi Grzegorzowi Braunowi. Sprawa ciągnie się od 7 lat. W 2007 roku podczas audycji radiowej w PR we Wrocławiu Grzegorz Braun nazwał umiłowanego telewizyjnego językoznawcę Jana Miodka agentem SB: ,,Braun oznajmił tam, że wśród przeciwników lustracji są tacy, którzy mają osobisty interes, by się jej sprzeciwiać i dodał, że prof. Miodek był,,informatorem policji politycznej PRL". Reżyser i dokumentalista przedstawiał się jako szczególnie zainteresowany tematyką lustracji.Prof. Miodek - językoznawca z Uniwersytetu Wrocławskiego - pozwał Brauna i wygrał sprawę w dwóch instancjach. Sąd ustalił, że wprawdzie profesor został w 1978 r. zarejestrowany przez SB jako tajny współpracownik o kryptonimie Jam i wyrejestrowany w 1989 r., ale brak jakichkolwiek danych potwierdzających, że do rzeczywistej współpracy doszło. Takich samych ustaleń dokonała uniwersytecka komisja historyczna badająca sprawę profesora''. Jan Miodek oddał sprawę o zniesławienie do sądu. Sprawa przeszła przez wszystkie instancje sądowe, a polscy sędziowie wydawali wyroki sprzyjające obrońcom lustracji i nakazujące Braunowi przeproszenie człowieka, którego danych współpracy nie można sprawdzić, ponieważ 25 lat po obaleniu systemu socjalistyczno-ubeckiego i stransformowaniu go w system kolonialno- quasikapitalistyczno-ubecki nadal dane najważniejszych i prominentnych TW w Polsce chronione są w specjalnym katalogu zastrzeżonym w IPN-ie.Gdyby katalog ten był dostępny i jawny, nie byłoby żadnego problemu z ustaleniem po której stronie mocy Jan Miodek się opowiedział. Teraz rząd polski ma wypłacić reżyserowi 14 tysięcy euro z tytułu strat finansowych i moralnych oraz zwrotu kosztów procesu.
Do przemyślenia przed wyborami wystąpienie Grzegorza Brauna z sierpnia 2014.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz