środa, stycznia 02, 2008

Janusz Rewiński: Niektórzy dziennikarze stali się zombi

Niektórzy dziennikarze stali się zombi
Janusz Rewiński, Kamila Baranowska 31-12-2007, ostatnia aktualizacja 31-12-2007 00:04

Trochę mi żal tego młodego człowieka ze stalowym wzrokiem i z Julią Piterą przy boku, że niebawem doświadczy smutnego zderzenia z prawdziwymi ludzkimi problemami – mówi znany satyryk Janusz Rewiński
źródło: Rzeczpospolita
+zobacz więcej

Rz: Jak żyje się satyrykowi w powyborczej rzeczywistości pełnej miłości, szczęścia, radości i zaufania?

Janusz Rewiński: Współczuję pani...

Dlaczego?

Bo widzę, że jest pani nałogowym oglądaczem kanałów informacyjnych, a szczególnie jednego... Cóż, tam rzeczywiście można się nasłuchać tego typu bzdur – że oto dokonał się jakiś wielki przełom, wielka zmiana. Otaczająca nas rzeczywistość wygląda nieco inaczej niż ta z telewizora od pani Pochanke czy pana Rymanowskiego. Wystarczy pójść na zakupy do pobliskiego spożywczaka albo wyskoczyć na miasto i porozmawiać z ludźmi, by zauważyć, że mało kto emocjonuje się tym, jaka komisja śledcza ma powstać, kiedy i po co. Ludzi bardziej obchodzą ceny prądu, chleba czy jajek. Wszystkim maniakom, którzy zaczynają dzień od serwisu informacyjnego, polecam czasową choćby abstynencję.

Nałogowym oglądaczem nie jestem, ale rzeczywiście, oglądając telewizję i czytając niektóre gazety, można odnieść wrażenie, że w Polsce coś się po wyborach zmieniło...

Jakoś tej zmiany nie zauważyłem. Nie wierzę dziennikarzom, którzy wieszczą, że skoro odsunęliśmy już złych ludzi od władzy (zwracam uwagę na samo określenie „odsunięcie od władzy”, to brzmi jakby dokonano jakiegoś krwawego przewrotu), teraz wszystko będzie już dobrze. Ba! Już jest dobrze, a nawet lepiej, wspanialej. Otóż samymi pięknymi słowami nie da się tworzyć rzeczywistości, bo słowo ot, tak sobie, automatycznie ciałem się nie staje. Co się niby zmieniło od czasu, gdy Radosław Sikorski porozmawiał z jakimś tam innym zagranicznym ministrem i podobno rozmowa była ciepła? Premier rozmawiał z Angelą Merkel i rozmowa też była sympatyczna, tylko co z tego? Jak ktoś da sobie wmówić, przyklejając się od samego rana do szklanego odbiornika, że od kilku tygodni rządzi miłość, zaufanie i radość, nasłucha się informacji zdających się potwierdzać tę diagnozę, to uwierzy w tę rzeczywistość. I uwierzy w absurd, że zmieniła się atmosfera w kraju. Zmieniła się jedynie o tyle, że mamy grudzień, a jeszcze śniegu nie widać.

No jak to? Za czasów Kaczyńskiego mieliśmy przecież atmosferę podejrzliwości, nieufności, strachu... Niektórzy mówili nawet o dyktaturze.

Przypomniał mi się pewien zasłyszany ostatnio dowcip o mediach, wyborach i opozycji...

Pewnie ten, że po wyborach dziennikarze podjęli decyzję, iż – ponieważ dotychczas atakowali rząd – teraz dla odmiany będą atakować opozycję?

Dokładnie. Ten żart świetnie opisuje naszą rzeczywistość. Pamiętam, jak włosy zjeżyły mi się na głowie, kiedy w pewnej gazecie zobaczyłem (a było to w sobotę, kiedy trwała cisza wyborcza) wielki tytuł: „Głosuj, dziadu!”. Bez większego żalu (bo już wcześniej irytował mnie fakt, że każda informacja miała formę komentarza, aby czytelnik wiedział, jak należy myśleć) powiedziałem: spieprzaj, gazeto! Włosy zjeżyły mi się po raz kolejny, gdy następnego dnia po kongresie PiS dowiedziałem się od pewnego redaktora, że partia Kaczyńskiego przypomina mu dobrze zorganizowaną sektę. Niektórzy w tym kraju chyba już do końca powariowali .

Ma pan na myśli dziennikarzy?

Dziwi mnie tylko, że dziennikarze tak łatwo dali się opętać temu szaleństwu. Ta zaciekłość, nienawiść oraz wieczna chęć wbicia coraz grubszej szpili i to tak, by coraz mocniej bolało, sprawia, że stają się jakimiś zombi. Niemalże na czołach mają już wyrytą deklarację, że do końca życia będą zaciskać szczęki na tej samej żyle. Bo chyba każdy się zgodzi, że normalnemu człowiekowi nie leci piana z ust, kiedy słyszy nazwę PiS albo nazwisko Kaczyński. Bawi mnie także obserwowanie rozpaczliwych manewrów pisemek, które próbują się odnaleźć w nowej rzeczywistości, kombinując, jak być za, a nawet przeciw. Dziwne są to zwroty, kiedy usilnie szuka się nienadgryzionej jeszcze przez innych strony, z której można by ukąsić rząd. Oczywiście były rząd, bo jeśli chodzi o obecny, to już niekoniecznie.

Mało zabawne te pana obserwacje jak na satyryka... raczej smutne chyba.

Fakt, nawet satyra to kiepska, bo bardziej straszna niż satyryczna. Zawsze straszne wydawało mi się działanie według zasady: idziesz między wrony, kracz tak jak one. A obecnie ta zasada znowu zaczyna obowiązywać. Weźmy choćby tych nieszczęsnych pracowników prokuratur, którzy nagle stali się megaodważni. Najbardziej jednak „rozbawiła” mnie sprawa pewnego przedstawienia teatralnego, które miało być hitem, bo waliło w poprzedni rząd, który w trakcie powstawania tego przedstawienia był jeszcze rządem aktualnym. Na nieszczęście twórców nagle władza się zmieniła i nici z megahitu. Z uśmiechem ironii śledzę także pełną poświęcenia walkę z prawicowym fundamentalizmem, jaką prowadzi była dyrektorka pewnego teatru w Poznaniu, obecnie wystawiająca sztukę „Czarownice z Salem”. Albo to, co wygaduje z błyskiem w oku i namiętnością w głosie Kazimierz Kutz, który dla mnie pozostanie pieszczochem Edwarda Gierka, a który już dzisiaj, jak podejrzewam, chce wykazać swoją wielką partyjną lojalność, aby móc objąć prezesurę TVP.

Widzę, że i pan czyta gazety i ogląda telewizję.

Czasami. I muszę przyznać, że nawet trochę mi żal tego młodego człowieka ze stalowym wzrokiem i z Julią Piterą przy boku, że niebawem doświadczy smutnego zderzenia z prawdziwymi ludzkimi problemami. Bo tego, że w końcu nawet ci, którzy dali się nabrać na piękne hasła, zaczną się buntować i domagać spełnienia obietnic, jestem niemal pewien. To kwestia czasu.

Mówi pan o ponad 40 proc. Polaków.

Szczerze mówiąc, nie wierzę, że ta większość Polaków naprawdę łyknęła hasła Donalda Tuska, tym bardziej że badania pokazują, iż wręcz zwiększyła się liczba ludzi, którzy – jak to ujął Jarosław Marek Rymkiewicz – dostrzegają, że żubr został ugryziony w dupę.

Ale PiS przecież przegrało wybory.

Ostatnie dwa lata były latami ciężkiej pracy różnych koncernów, redakcji, przedsiębiorstw i innych zainteresowanych „odsunięciem PiS od władzy”, jak to się zwykło po generalsku mówić. Tak jak w Rosji trwały kombinacje, co zrobić, by Putin mógł rządzić kolejną kadencję, tak u nas swego czasu trwały kombinacje, co zrobić, by lewica utrzymała się przy władzy. Pojawił się nawet pomysł, by prezydentem została Jolanta, a Aleksander pierwszą damą, ale jakoś ostatecznie to nie wypaliło. Wszystkie plany wzięły w łeb, bo wybory wygrali Kaczyńscy. Teraz jednak zainteresowani mogą odetchnąć z ulgą – powoli wracają sami swoi. Na razie jeszcze nieśmiało, ale idzie ku „lepszemu”.

Czy w tym pańskim czarnym scenariuszu jest jakiś element optymistyczny?

Optymistycznie nastraja świadomość, że pewne zjawiska występują sezonowo, jak pory roku. Dlatego trzeba je przeczekać. Bo jestem pewien, że ludzie z czasem przejrzą na oczy i może żubr popędzi w końcu szybciej? I tylko tego zmarnowanego czasu trochę mi żal.

Janusz Rewiński jest aktorem i satyrykiem, był posłem Polskiej Partii Przyjaciół Piwa. Wraz z Krzysztofem Piaseckim do 2004 roku prowadził program „Ale plama” w TVN, obecnie współtworzy z nim „Szkoda gadać” w TVP.
Źródło : Rzeczpospolita

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Źródło : Rzeczpospolita
ProPiSowska gazeta jak i ten cały Blog.

Kiedy wreszcie otworzą Wam się oczy ?
Ślepota i brak rozsądku z brakiem wyobraźni - to problem nie tylko
partii Kaczyńskich, ale i ich ociemniałych zwolenników.
ŻENADA.

politynka pisze...

Pomylka! To blog liberlany pro - UPR-owski.
:-(
Ale lewizna nie widzi roznicy