piątek, lipca 16, 2010

PR trumienny - nowa polityczna jakość

Newsem w tym tygodniu był obszerny wywiad Jarosława Kaczyńskiego dla Gazety Polskiej. Newsem odgrzewanym z histerią charakterystyczną dla sezonu, gdy nic się w polityce nie dzieje, gdy *arszałka wycofano z pierwszych stron gazet ze względu na możliwość palnięcia tym razem prawdy o okolicznościach śmierci poprzedniego właściciela żyrandola, gdy premier po raz kolejny pokazał się rozciągnietych majtach na już n-tych w tej kadencji wakacjach. Z tego upału pismaki z łżemediów dostały prawie drgawek pisząc i komentując słowa JK na temat pierwszych godzin po tragedii smoleńskiej. Łże pismaki zawyły, że konwój nie był spowalniany, ciało Prezydenta otoczono właściwą czcią i szacunkiem a to samochód b.premiera się po prostu dał wyprzedzić samochodowi obecnego premiera. 

Jarosław Kaczyński nie powiedział niczego nowego. Informacje o celowym opóźnianiu konwoju znane są od niemal 3 miesiecy. Skąd ten wybuch udawanego oburzenia słowami potwierdzającymi jedynie wcześniejsze doniesienia? Zdaje się, że łżepismaki w ogóle nie czytają gazet albo mają osłabioną pamięć średnioterminową. Podejrzewam, że niektórzy nie czytają nawet tego, co sami podpisują, więc nie muszą niczego pamiętać. Średnio rozgarnięty czytelnik o sprawie słyszał i wie, że takie podłe i gadzie zachowanie miało miejsce. 

W podręcznikach do politycznego PR ta odmiana gadziego budowania wizerunku powinna być nazwana ,,pijarem trumiennym''. Proponowana definicja mogłaby brzmieć tak:,,Pijar trumienny to sposób zachowania, dzięki któremu można uzyskać korzyści wizerunkowe posługując się śmiercią politycznego przeciwnika. Stosowany stosunkowo rzadko w celu wzbudzenia u odbiorców silnych emocji powodujących większy szok i smutek z powodu rozpaczy PR żałobników, niż z powodu śmierci polityka wroguej opcji politycznej. Po raz pierwszy na arenie międzynarodowej PR t. wykorzystany został w sposób zaplanowany i świadomy przez premierów dwóch dużych europejskich krajów - Donalda T. i Wladimira P. w dniu 10 kwietnia 2010. PR trumienny nazywany jest również gadzim, ponieważ towarzyszą mu często krokodyle łzy. PR t. nie należy mylić z czarnym PR''.




Portal Polskieradio.pl podał 19 kwietnia 2010, że: ,,dotarł do nieznanych okoliczności dziwnej podróży z 10 kwietnia 2010, gdy Jarosław Kaczyński jechał na miejsce katastrofy prezydenckiego samolotu.
Z Witebska do granicy białorusko–rosyjskiej pędzili błyskawicznie, już na terenie Rosji autobus wiozący Jarosława Kaczyńskiego, który miał rozpoznać ciało brata, gwałtownie zwolnił. 
Przebycie ponad 100-kilometrowej trasy z Witebska na miejsce tragedii zajęło polskiej delegacji - pilotowanej przez radiowozy – prawie 3 godziny.
Jak relacjonował na Twitterze uczestnik wyprawy europoseł Adam Bielan – Polacy wylądowali w Witebsku ok 18.00 polskiego czasu. Autobus, który miał zawieźć m.in. Jarosława Kaczyńskiego, Adama Bielana, Pawła Kowala i Adama Lipińskiego do Smoleńska, był konwojowany przez miejscowych milicjantów.
„Na prawie każdym skrzyżowaniu stoi białoruski milicjant i salutuje” – pisał o 18.56 na miniblogu Adam Bielan.  „Bardzo sprawnie dojechaliśmy do białorusko-rosyjskiej granicy. Tam 40 minut sprawdzano nam dokumenty, mimo, że mieliśmy paszporty dyplomatyczne. W drodze do Smoleńska eskortowała nas już rosyjska milicja. Jechaliśmy bardzo wolno, około 25-30 km/h” – relacjonuje anonimowo jeden z uczestników polskiej delegacji.  „Ponieważ wyglądało to na sabotaż zatrzymaliśmy się i spytaliśmy konwojujących nas milicjantów co się dzieje. Odpowiedzieli, że takie mają rozkazy” – opowiada nasz rozmówca.
Ok. 20 kilometrów przed Smoleńskiem polski autokar został wyprzedzony przez konwój, wiozący na sygnale premiera Donalda Tuska, który także jechał na miejsce tragicznego wypadku. Tusk wylądował w Witebsku przed godziną 19.00 czasu polskiego, kilkadziesiąt minut po przybyciu na Białoruś samolotu Jarosława Kaczyńskiego''.
,,Nasz Dziennik'' znakomity polski dziennik (jedyny z całkowicie polskim kapitałem) 2o kwietnia pisał o tej samej dramatycznej podróży:

,,Dlaczego konwój jechał wolniej?

Po przekroczeniu granicy rosyjskiej konwój z Jarosławem Kaczyńskim zmierzającym 10 kwietnia do Smoleńska na miejsce katastrofy miał zwolnić, a następnie krążyć po mieście. W tym czasie premier Donald Tusk rozmawiał z Władimirem Putinem''.
25 kwietnia tę samą relację przytoczyła Rzeczpospolita: ,, Przed szlabanem. 
Towarzyszący Kaczyńskiemu opowiadają, że wolno jechali także w Smoleńsku, a pod bramą lotniska stali około kwadransa. Milicjanci z konwoju mieli im tłumaczyć, że muszą czekać na polskiego konsula. Nikt jednak nie przybył. W końcu funkcjonariusze, nie doczekawszy się nowych rozkazów, sami zdecydowali o wjeździe na lotnisko. – Kiedy przybyliśmy na miejsce katastrofy, premiera Tuska i premiera Putina już tam nie było – wspomina Bielan. – Wychodzi na to, że kiedy oni składali wieńce na miejscu katastrofy i miał miejsce pokazywany w telewizjach uścisk, my błądziliśmy po ulicach Smoleńska albo czekaliśmy przed szlabanem''. 

ILUSTRACJE DLA PRZYPOMNIENIA:
(z portalu wp.pl i faktu.pl)
Tak się ściskali premierzy:

Tak premierzy składali kwiatki



A taki wyraz twarzy miał Premier dużego kraju położonego w centralnej częsci europy, jak mu drugi premier pokazywał swojego nowoczesnego laptopa z nagranym Replayem.



A tak siedział w aucie brat zamordowanego prezydenta Polski, czekając aż dwóch premierów zrobi sobie zdjęcia na miejscu tragedii.


To samo zdarzenie 28.04.2010 pisał Fakt : ,,W Witebsku delegacja przesiadła się do rosyjskiego autokaru. – Białorusini nie robili nam problemów – opowiada Faktowi uczestnik delegacji, polityk PiS. – Autokar prowadził białoruski kierowca, dostaliśmy milicyjną obstawę na sygnale, radiowozy z przodu torowały drogę. 60–kilometrowy odcinek do granicy z Rosją przejechaliśmy w niecałe 40 minut.
Kłopoty zaczęły się za granicznym szlabanem. Autokar nagle zaczął jechać 25 kilometrów na godzinę. – Zapytaliśmy kierowcę, czy może jechać szybciej. Na chwilę przyspieszył do 50 na godzinę, by znowu wlec się 20–30 – opowiada nam polityk PiS. – Zdziwiliśmy się także, dlaczego konwój rosyjskiej milicji jechał tylko z tyłu i nas nie pilotował. Poprosiliśmy kierowcę, by się zatrzymał, bo chcieliśmy to wyjaśnić.
Zaskoczeni milicjanci stanęli tuż za autokarem. Podeszła do nich polska konsul. – Powiedzieli jej, że wykonują rozkaz przełożonych, bo inny konwój ma dojechać do Smoleńska pierwszy – opowiada poseł PiS.
– Sytuacja była absurdalna. Wyprzedzały nas zwykłe samochody, nawet graty! – kontynuuje opowieść wzburzony członek delegacji. – W pewnym momencie wyprzedziła nas kolumna z premierem Tuskiem. Jechali 170 na godzinę!''

A co należnego szacunku, płótna, wkładania ciała w odpowiednich warunkach i ustawienia trumny w należnym miejscu i innych zapewnieniach strony reprezentującej interesy rzadu albo nierządu Polski to każdy może obejrzeć film na youtube zamieszczony kilka dni po tragedii.  
Oczywiście, odezwą się przekonujące głosy ze strony wiadomej i zainteresowanej, że ziemia pod trumną jest prawie jak katyńska - święta, że las dokoła był nastrojowy, no i że dobre oświetlenie zapewnili tym razem, bo przy pasie na lotnisku nie zdążyli.


Brak komentarzy: