czwartek, maja 13, 2010

Widać styl pracy Putina. Poszukiwany autor filmu z You Tube.

W morderstwie Kaczyńskiego widać styl pracy Putina. В убийстве Качинского виден почерк Путина (wersja oryginalna rosyjska) (Wersja polska - tłumaczenie) Znikające strony z zapisami różnych osób wskazującymi, że katastrofa samolotu nie była żadnym przypadkiem świadczą o tym, że ktoś pilnuje w Internecie jakie informacje mogą się pojawiać. Na szczęście wiecej osób zachowało interesujący wymieniony w tytule materiał nieznanego rosyjskiego autora, który stawia tezę o zaplanowanym działaniu ,,żołnierzy Putina''. ,,Poprawka druga. Nasi eksperci obejrzeli wszystkie dostępne materiały wideo i doszli do następującego wniosku. Nawet gdyby straż pożarna w ogóle nie przyjechała i wszystkie te fragmenty samolotu, które żarzyły się w pierwszych minutach filmowania (materiał wideo Andrieja Mienderieja) spłonęły całkowicie, nie mogło być mowy o żadnych „dwudziestu nierozpoznawalnych zwłokach”. Nawet przy tak dużym kącie, pod jakim spadł samolot prezydenta Polski.

Nie mówiąc już o tym, że pożar szybko zgaszono (widać to na późniejszych zdjęciach tych samych fragmentów samolotu) oraz że traf chciał, iż większość „nierozpoznawalnych” to wojskowi i ochroniarze prezydenta. Nie da się zwrócić bliskim ciała „ofiary katastrofy lotniczej” z rosyjską kulą w głowie, jak w 1940 roku. Takie zwroty jak „uspokój się!”, „nie zabijajcie nas!”, „patrz mu w oczy!”, „dawaj pistolet!” w języku polskim mogły zostać wypowiedziane tylko przez pasażerów samolotu. Natomiast komenda w języku rosyjskim: „Wszyscy z powrotem, wychodzimy stąd!” mogła być oddana przez dowódcę oddziału specjalnego, który rozstrzeliwał rannych Polaków. O innych momentach w filmie nawet nie ma co mówić. Kto jeszcze wczesną wiosną – 10 kwietnia, rankiem, mógł stać w samej białej koszuli w zimnych smoleńskich lasach, obok samolotu, który przed chwilą runął, oprócz członka załogi? Inne znane i bezpośrednie dowody Katynia – 2 każdy zdrowy człowiek może zobaczyć sam.
Swoją drogą, nasz kolega – w przeszłości starszy oficer oddział specjalnego Ministerstwa Obrony, twierdzi, że po zawaleniu operacji (wideo, które zdążył sfilmować Andriej Mienderiej) jej wykonawcy już nie żyją. Tak samo jak i strzelcy drugiego eszelonu – ci, którzy brali udział w likwidacji nieudolnego oddziału specjalnego.''

Opis wypadków sugerowany w artykule, chociaż drastyczny wcale nie wydaje się nierealistyczny. Coraz więcej niezgodności w informacjach oficjalnych wychwytują zainteresowani sprawą ludzie, zaś sama debata śledcza przeniosła się do internetu, gdzie autorytety nie mają swojej siły oddziaływania, a każda niedorzeczność jest logicznie obalana.

Niestety każdy trop z internetu wychwytywany jest przez bandytów. Teraz ,,policja'' szuka autora filmu. Polizei sucht Autor von Filmaufnahmen in Smolensk Być może ktoś zabił (jeśli to prawda) Andrieja Mendrieja nie sądząc, że on tylko mógł pomóc komuś, kto przeżył katastrofę. Jeśli tak by się stało, to o morderczej katastrofie Katyń2 dowiemy się jednak wcześniej niż za 70 lat.

A tu kolejna ciekawostka i niezrozumiałe działanie ruskich na miejscu w Smoleńsku. Być może fajtłapy nie znalazły wszystkich pocisków ze strzelaniny na miejscu katastrofy i siermiężnym zwyczajem nie szukali do skutku, ale wycięli las w pień. Nie ma już lasu, w którym rozbito polski samolot.



Zdaje się, że ten wpis o ś.p.Prezydentowej to kolejny fałszywy trop. Dzisiaj prokurator rosyjski mówi, że piloci do niemal samego końca spokojnie wykonywali rutynowe czynności. ,,Nasz rozmówca to jeden z bliskich współpracowników pierwszego zastępcy prokuratora generalnego Federacji Rosyjskiej, szefa komitetu śledczego przy prokuraturze, Aleksandra Bastrykina (57 l.). Słyszał zapis z czarnej skrzynki, rejestrującej rozmowy w kokpicie pilotów, z ostatnich 30 minut tragicznego lotu. A to, co opowiedział, potwierdza wstępne ustalenia śledczych, że załoga prezydenckiego tupolewa nie miała żadnych kłopotów technicznych i nie orientowała się, że leci za nisko, aż do chwili, gdy z kabiny zobaczyła las i ziemię.'' Ruscy wycofują się z wersji o nieudolnych pilotach? Niestety nie. Kolejny wesołek wmawia, że pilot był źle wyszkolony w sobotę, ale w czwartek nie był źle wyszkolony? ,,"Polska - The Times": Załoga rządowej maszyny mogła popełnić elementarny błąd. Skupiła się na szukaniu ziemi, a nie na parametrach lotu. Z rosyjskim pilotem Wasilijem Jerszowem, instruktorem i autorem książek o pilotażu Tu-154, rozmawia Łukasz Słapek.''

Za to pojawiają się nowe wersje: o ładunku na pokładzie (też mi się wydaje, że akcja była przygotowana wspólnie w Warszawie i Moskwie) oraz o wylądowaniu samolotu na kołach a nie od razu na plecach. Koła są ubłocone w całości. Gdyby nie miały kontaktu z ziemią, byłyby ,,czyste''. Gazeta Polska pisze o tym zamieszczając zdjęcia z agencji Reutersa.


Tu zdjęcie ze stron agencji:


Opisują również możliwą sytuację podłożenia ładunku wybuchowego - bomby paliwowo-powietrznej. Cyt za: bibula.com ,,Skutki jak po bombie paliwowo-powietrznej. Na kilkudziesięciu częściach, które trafiły do „GP”, nie ma śladu pożaru – choć mocno czuć od nich woń paliwa lotniczego – ani śladów stopienia aluminium. Kawałki duraluminiowej blachy są wielkości od kilku do kilkudziesięciu centymetrów (niektóre są częściami dwóch elementów połączonych dziesiątkami nitów), niekiedy postrzępione, jakby je ktoś wyrwał z większej całości. To przesłanka wskazująca, że w prezydenckim tupolewie mogło dojść do eksplozji bomby paliwowo-powietrznej lub ładunku o podobnym działaniu. Konwencjonalne bomby powodują nadpalenia, stopienia części itp. – Jeśli eksplozja jest spowodowana różnicą ciśnienia, wówczas rozrywa ona elementy otoczenia na strzępy, lecz nie wywołuje pożaru, ponieważ bomba paliwowo-powietrzna wysysa tlen. Przy zastosowaniu zwykłego ładunku wybuchowego aluminium częściowo by się stopiło. Na tym pułapie takie uszkodzenie samolotu musi być spowodowane przez celową ingerencję człowieka. I to przez ładunek umiejscowiony wewnątrz, a nie przez atak z zewnątrz samolotu. Na kilku tysiącach kilometrów taki skutek mogłoby spowodować nagłe rozhermetyzowanie, co najpierw ścisnęłoby kadłub, a następnie rozerwało na zewnątrz. Ale nie przy ziemi – tłumaczą nasi eksperci''.

Najprawdopodobniej wykorzystane zostały wszystkie możliwości strącenia samolotu i upozorowania wypadku. Wersja z ładunkiem nie wyklucza ani impulsu fal elektromagnetycznych, ani ruchomych radiolatarni, ani zepsucia urządzeń podczas rutynowego remontu w Rosji, ani manipulowania danymi z satelity itd. Nie można też wykluczyć, że na pokładzie był dywersant (mógł mieć bombę albo urządzenie zakłócające pracę urzadzeń samolotu). Na samym poczatku podano informację o 2 czy 3 ofiarach, których DNA nie zgadzały się z DNA ofiar. Dalsze badania nie wróciły do wątku nadprogramowej liczby ofiar. Mogli to być ,,grzybiarze'' albo mieszkańcy wiosek, ale później nie wyjaśniono tej kwestii.

I na koniec interesujący tytuł z 2008 i ocena sprawy strzałów. Na Kaukazie zaczęła się chętka na Kaczyńskiego (wersja rosyjska)

Brak komentarzy: